JURASSIC ATTACK – JURAJSKI ATAK
Powiem wam ludziska, że nie raz, nie dwa doświadczyłem uczucia de ja vu, ale w tym konkretnym przypadku, uczucie to kopnęło mnie niczym krowa po amfetaminie.
Jednego wieczora dane mi było oglądnąć dwa filmy pod rząd, pierwszym był recenzowany ostatnio średniak „Ogniste żądła”, a drugim przedstawiany właśnie „Jurajski atak”. Byłem w szoku, jak powielanie schematów przez autorów wpłynęło na odbiór obu filmów, ale po kolei.
Grupa żołnierzy trafia na porośnięte roślinnym badziewiem tereny by odnaleźć zaginioną osobę, zapolować na handlarza bronią i stawić czoła grasującym tam potworom. Brzmi znajomo? No kurwa!
Ciekawostką jest również fakt, że 2-3 aktorów (jak zauważyła moja piękna dziewoja, która dobrowolnie zgodziła się na seans) którzy występują w tym filmie, brało również udział w kręceniu „Ognistych żądeł”…
O ile „OŻ” dało się jakoś przełknąć, ta produkcja jest tak monotonna i zrobiona na odpierdol, że ciężko w spokoju wysiedzieć przed monitorem. Niedorobione przez matkę naturę oraz „specjalistów” od CGI dinozaury wyglądają pokracznie i choć nie są to arcygówniane straszydła, które zobaczyć można w podobnych produkcjach, to jednak jakość ich wykonania pozostawia wiele do życzenia.
Właściwie ciężko mi znaleźć jakiekolwiek plusy ten produkcji, jest tam jakaś strzelanina, parę badziewnie wyglądających wykończeń, kilka rażących błędów logicznych i…? To by było na tyle.
Nie nazwałbym tego kompletną katastrofą, ale jest to dzieło tak ciężkostrawne, że przez kilka kolejnych dni czuli będziecie dyskomfort, zarówno psychiczny, jak i fizyczny.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: