Niektórym z was może wystarczy, by w filmie o tak ciekawie brzmiącym tytule pojawił się mięśniak, który prócz rzucenia kilku suchych żartów, wykona tak zwany „nieuzasadniony spacer z gołym tyłkiem” i okazjonalnie obije mordy kilku obwiesiom, ale ja podziwiania takich akcji wolę unikać.
Czego natomiast oczekuję?
- Scen z karłami, którzy biczują się kablami od żelazka.
- Krwawego bulgotu agonii i kilku ton bebechów.
- Gościnnego występu jakiejś „aktorki” z filmów dla dorosłych.
Jeśli nie znajdę jednak takich ciekawostek, to wystarczy mi terroryzujący okoliczne wody i masakrujący plażowiczów rekin, przeciw któremu powstaną ludzie, którzy będą musieli tymczasowo porzucić szorowanie kibli i granie na ukulele, by zmierzyć się z najstraszliwszym drapieżnikiem oceanów.
Kojarzycie „Rekina w Wenecji”? To taka sama fabularna kaszanka, z tą różnicą, że tutaj bohaterowie szukają diamentu, który znajduje się w brzuchu agresywnego rekina. Jak się tam znalazł? Pozwólcie, że zaufam waszej domyślności i pozostawię to bez komentarza, ok?
Co z tego, że żarłacz jest całkiem fajnie animowany (jak na ten typ produkcji oczywiście), skoro został tu umieszczony tylko po to, żeby paru idiotów nie mogło zbyt łatwo odzyskać świecącego się niczym psu jajca klejnotu.
Nie będę ściemniał, ten film to pełna schematycznych zagrywek i czajenia się za firankami sensacja, która ze „Szczękami” czy nawet z „Deep Blue Sea” ma tyle wspólnego, ile ja z wywijaniem dzikich pląsów na dyskotekach.
Odradzam i zapewniam was, że istnieje bardzo duża szansa, że wynudzicie się jak bobry podziwiając perypetię bohaterów, których i tak bazowo będziecie mieli w głębokim poważaniu.