BORN OF EARTH – ZRODZENI Z ZIEMI
Czasami po prostu bywa tak, że ma się wspaniałą rodzinę, konto pełne hajsu i jamnika, który załatwia potrzebny naturalne w męskiej ubikacji, a po chwili wszystko to bierze w łeb przez mroczne istoty, które przez wieki osiągnęły taką liczebność, że nie boją się podchodzić do ludzkich siedzib.
Facet w średnim wieku, któremu potworzyska rozszarpały rodzinę a jego samego naznaczyły zamaszystym cięciem pazurów prowadzi swoistą krucjatę przeciwko monstrom.
Prowadząc poszukiwania będzie musiał zmierzyć się nie tylko ze swymi Nemesis, ale także ze złym i skorumpowanym burmistrzem, którego każde słowo jest prawem, choćby nie wiem jak było nielogiczne czy niezgodne z elementarnymi zasadami obowiązującymi w społeczeństwie.
A teraz do rzeczy. Co z tego, że początek filmu, jak i same paskudy prezentują się całkiem ciekawie, skoro dalsza część przypomina czterokrotnie odgrzewanego schaboszczaka polanego potężnie przeterminowanym majonezem?
Dobra i tak bym to wszamał, ale to nie znaczy, że smak byłby godny mego królewskiego podniebienia.
Podobnie z resztą jest z tą produkcją, podchodzi się do niej sceptycznie, pierwszy kęs pobudza smak, ale im dalej w to brnąłem, tym bardziej całokształt wydawał się mniej apetyczny… ale przecież wstydem byłoby nie dokończyć, prawda?
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=5jJRHLIEOv0
Werdykt: