Przepraszam, czy tu straszą?
Dawno, dawno temu, gdzieś w mrocznym centrum Starego Polesia, trzech posępnych Amigos (tak, to my!) szukało pomysłu na zabicie (mwahahah) czasu, tj. spędzenie (kolejnego – bo to cykliczne akcje były) wieczoru w oderwaniu od trudów dnia codziennego. Ok, no więc w zasadzie standardowo wystarczająca byłaby butelka burbona, ale wszyscy wiemy, że podstawą prawdziwego kumpelskiego spotkania jest tzw. pretekst. Z tym, że za każdym razem o taki było coraz trudniej, bo ile można grać w Battlefielda, czasy były jeszcze takie, że na polską piłkę żal było patrzeć, zagraniczna to by nas poróżniła (Real vs Barca), a KSW jest, co pół roku i to w pay-per-view.
Na szczęście u Homera, jako posiadacza sporych rozmiarów kina domowego, zawsze dobrym pomysłem jest jakiś seans. Jak zwykle okazywało się jednak, że wybór tytułu/gatunku pasującego wszystkim zgromadzonym nastręcza pewną trudność, prawie taką jak zamówienie placka (jak pogodzić jalapeno z jajkiem, kabanosem, ogórkiem i kaparami, które dodatkowo okazują się szparagami oraz z wyłączeniem pomidorów, papryki, anchovis i pieczarek?). Drogą eliminacji (co do filmu, a nie pizzy:P) wychodziło zawsze, i to znaczy, like, zawsze, zawsze, że musi to być (tu mały konkurs):
a) horror;
b) kino grozy;
c) jakiś straszak;
d) wszystkie z powyższych.
Już się domyślacie? Brawo. Wygraliście uroczą przytulankę
Kto się boi Gargamela niechaj zaraz idzie spać. Bo to filmy dla tych, co się lubią bać!
I gdyby tylko chodziło o obejrzenie raz na jakiś czas randomowego horrora, to pewnie na tym by się skończyło, wszyscy by się rozeszli do domów, no może od czasu do czasu, ktoś by nie przespał nocy bo przyśniłby mu się Danny Trejo wjeżdżający na jednorożcu w hordy zombie Justinów Bieberów przy akompaniamencie Ozzy’ego Osbourna. To jednak za mało żeby złapać choćby małego bakcyla, a tym bardziej żeby wyhodować bakcylusozaura tak wielkiego, że złapie nas i kogo się tylko da dookoła.
Na nasze (nie)szczęście, o ile dobrze sobie przypominam pierwsze horrory, które obejrzeliśmy razem w gronie obecnych adminów Dobry Horror to były (Homer, Goro poprawcie mnie jeśli się mylę) wybrane dość losowo dwa klasyki z krajów kwitnącej wiśni tj <wait for it> Opowieść o dwóch siostrach i Shutter!
Wszyscy, którzy nas czytają, z pewnością są na tyle obeznani w kinie grozy (ha, doczekaliście już wpisu nr 100), że wiedzą jaką siłę horrorowego rażenia mają te dwa filmy. Myślę, że już po tych seansach, każdy z nas trzech wpadł w paszczę szaleństwa, obudził mrok w swojej duszy i powoli przeistaczał się i przygotowywał na to co miało nastąpić.
Z mojej (i drugiego Goro) strony rozpoczęło się już samodzielne oglądanie horroru za horrorem (na drugi ogień piekielny poszły też ostre rzeczy tj. Jako w piekle taki i na ziemi oraz Krwawe wzgórza), ogarnięcie topografii miasta pod kątem antykwariatów z możliwe największą półką z powieściami grozy (i szybkie zapełnianie półki w domu z takimi książkami), a dodatkowo żona wciągnęła mnie wówczas w pierwsze sezony Supernatural.
No bakcylozaurus jak stąd to Yemen (Yeah, man!). A tymczasem, jak się zdaje, u Homera…
Na potęgę Posępnego Czerepu, mocy przybywaj!
… musiała już chyba kiełkować powoli myśl uinternetowienia horrorowej zajawki. Widzicie, Homer ma tę przypadłość niczym mityczny król E-Midas, że czego się dotknie, zamienia się w stronę internetową. Wystarczy podrzucić mu jakiś pomysł, który potem kiełkuje niczym kukurydza na polach w Dzieciach kukurydzy, żeby potem wyrosnąć jak potwór na polach internetu i wciągać zabłąkanych wędrowców. Albo inaczej – podrzucone Homerowi pomysły zostają rozpędzone jak wiązki protonów w Wielkim Zderzaczu Hadronów, które w wyniku kolizji z internetowym zapałem Homera skutkują chmurą pojawiających się znikąd stron internetowych. W wyniku takiego zderzenia, niczym Bozon Higgsa, miały niedługo wypączkować strony DobryHorror.pl i Horroryonline.pl
Do tego Homer ma hackersko-internetowo-pozycjonersko-webdeveloeprskie skillsy niczym Kot Admin.
To mogło się skończyć tylko w jeden sposób.
Najpierw jednak powoli zaczynaliśmy sobie zdawać sobie sprawę, jak bardzo się jaramy, w związku z tym umawialiśmy się na wspólne horror-maratony, albo z poczuciem misji udzielaliśmy się we wszystkich tematach typu „poleć horror na wieczór itp”, aż dalsi lub bliżsi znajomi sami zaczęli zagadywać o naszą opinię, tak jakbyśmy mieli w temacie horroru coś do powiedzenia. Na krótko powstała grupa na fb do wymiany opinii i doświadczeń, do której dołączyła gwiazda krytyki horrorów poniżej krytyki czyli Jacob z Na trzeźwo nie warto. Tak by to sobie trwało, aż tu nagle BANG, Homer wyskoczył ze stroną obecnie działającą pod Horroryonline.pl. Zaraz potem, aby reszta ekipy, która nie ma zdolności informatycznych mogła się wykazać, powstał najpierw fanpage, a potem strona z recenzjami.
A jednak żyje!
Obecnie jesteśmy w takim miejscu: liczba filmów:1210, liczba seriali: 41, liczba odcinków:1829, liczba linków 5175, liczba użytkowników:375, liczba lajków: 484, liczba wpisów: 100 (w tym gościnne). Może nic imponującego, ale się jaramy. Myśleliśmy nawet o rozszerzeniu ekipy (o przynajmniej gościnnych, autorów, w tym jednego utalentowanego młodego pisarza, ale na razie jest ciągle zarobiony:P ). Jak dotąd pozostajemy w składzie: Homer- szalona siła informatyczna Dobrego Horroru i psychofan azjatyckiego kina grozy oraz dwaj bracia Goro, z których jeden jest wielbicielem klimatów Devil/Occult/Hell, a drugi głównie kina intencjonalnie nie do końca dobrego za to świadomego konwencji.
Na fanpage’u pojawił się głos, że powinna się tu znaleźć fotorelacja z jakiegoś maratonu Dobrego Horroru, ale na razie nie dysponujemy niczym wartym oglądania. Może niedługo.