LA BETE

BESTIA

 

Ok. Seks ze szczegółami, ukazującymi kopulacje koni nie jest chyba najciekawszym pomysłem na rozpoczęcie filmu, prawda? Reżyser tego dzieła pomyślał jednak inaczej i od razu przywalił z grubej rury.

Co ciekawe, dwadzieścia minut później gdy pewna panienka wraca z przechadzki po lesie ofukiwana przez swoją ciotkę, koniki wciąż wesoło kopulują na dziedzińcu… ziew.

Dziewoja zaczyna dopytywać się właściciela pokaźnego domostwa o ducha, który ponoć od kilku stuleci nawiedza to miejsce oraz z ogromnym zainteresowaniem przegląda zaschnięte liście w klaserze… zworty akcji powalają.

Okazuje się również, że czarnoskóry lokaj posuwa jedną z młodych kobiet w warkoczykach na głowie. Czas mija, a kosmatej bestii z wielkim fallusem brak.

Za to pojawił się ksiądz, najwyraźniej gustujący w młodych chłopcach. Połowa filmu za mną i prócz kopulacji koni i szpagatów murzyna z suchą kobitą nic ciekawego się nie wydarzyło.

Mija godzina… coś zeżarło owce, a jej młode uciekło w las, ale przynajmniej w tle ktoś gra na fortepianie, więc czym ja się przejmuję.

No i niemalże równo pogodzinie są pierwsze zwłoki! Co prawda to młody baranek, ale za to jego wnętrznościami bawią się dwie kosmate, uzbrojone w pazury łapy… i znowu wracamy do perypetii wesołej rodzinki.

Nienawidzę tego filmu… serio.

W końcu pojawia się bestia wyglądająca jak wielki szczuroczłek, która ze stojącą pałą goni panienkę. Ta, podczas ucieczki zrzuca z siebie części ubrań i rzuca patnofelkami w członek potwora.

Kosmata potworność zamiast paść z zażenowania, zaczyna mechrać fallusem o drzewo, a ja zachodzę w głowę dlaczego jeszcze tego nie wyłączyłem.

Później mamy niby przypadkowe sceny seksu z użyciem stóp w skarpetkach (sami wiecie o co chodzi) oraz jazdę po bandzie w wykonaniu bestii i nagiej panienki.

Nagle tajemnica rodu zostaje wyjawiona, a żądna seksu bestia przestaje być zagrożeniem i dzięki wszystkim Bogom jest to koniec filmu!

Prócz ostatnich dwudziestu minut nie ma tu na czym zawiesić oka, a nuda bijąca z tego dzieła jest porażająca. Czujcie się ostrzeżeni.

Dla zainteresowanych:
Udostępnij.

4 komentarze

  1. Nie widziałem bestii, ale mam za sobą jeden zajebisty film pana Waleriana Borowczyka – "Dzieje Grzechu" – solidne 8/10

    Skądinąd warto zerknąć na biografię Borowczyka, bo to nieziemski przechuj był. Aż żal jak zwykle bierze, że taka postać musiała emigrować i rozwijać się artystycznie w chuj daleko od ojczyzny.

Zostaw komentarz