MOSQUITO MAN – CZŁOWIEK KOMAR
Jeśli wierzyć naukowcom, komary roznoszą wiele chorób.
Malaria, żółta febra czy zapalenie opon mózgowych to jednak fraszka, porównaniu z problemem, jakim są same komary (trzecia plaga egipska, żeby daleko nie szukać)
Kiedy groźny wirus, przenoszony przez te urocze stworzonka zbiera krwawe żniwo pośród miejscowej ludności, grupa naukowców, zajmuje się przygotowaniem nowej, zmodyfikowanej przez promieniowanie rasy komarów, które niezdolne do przenoszenia wirusa, zastąpią stary, przenoszący choroby gatunek.
Nim jednak to tego dojdzie, trzeba przeprowadzić ostatnią fazę eksperymentu, czyli testy na ludziach.
Ochotnik, w postaci skazanego na śmierć seryjnego mordercy, nie zamierza jednak brać udziału w wesołych, genetycznych zabawach. Próbując wydostać się na wolność, w wyniku eksplozji mutagenu zaczyna przemieniać się w wielkiego komara.
Od razu widać fascynacje autorów tego obrazu, filmem „Mucha”. Ogląda się to przyjemnie, bez zasłaniania twarzy czym popadnie (np głośnikiem, jak to już jakiś czas temu robiłem).
Efekty stoją tutaj na przyzwoitym poziomie, opowieść nie jest cholera wie jak fascynująca, ale będziecie w stanie pobawić się już przy dwóch, trzech browarach, bez potrzeby przewijania nudnych fragmentów.
Tym czego zabrakło temu obrazowi, jest to „coś”, dzięki czemu za jakiś czas będzie chciało się do niego wrócić. Ogląda się to przyzwoicie, ale stawiam swoją kolekcję porcelanowych pingwinków, że jeden raz, wystarczy wam na długie lata.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=DOr-8RO0WxQ
Werdykt: