NINJA TERMINATOR
Sekretne spotkanie mistrzów ninja mające miejsce w Japonii nigdy nie wróży niczego dobrego, zwłaszcza, że przywódcą szajki jest murzyn o śmiechu grabarza, a jego trzech najlepszych wojowników (wąsaty białas + ogolony białas + azjata) kradnie dopiero co odzyskany totem, dający nadludzką moc.
Śladem zbiegów podąża wiecznie zaskakiwany przez wroga czerwony wojownik, który potrafi poruszać się jedynie susami, przykuckami i od biedy teleportacją.
Jakby mało było konfliktów, pewien azjatycki boss w blond peruce również dorzuci do opowieści swoje trzy grosze, wysyłając swych podwładnych wyposażonych jedynie w zakładane na głowach pończochy.
Niektóre sceny są zaprojektowane mistrzowsko!
Biali wojownicy cienia potrafią ubrać bojowe szmaty w ciągu 2,213 sekundy, zabawki odtwarzające nagrany głos ślą groźby typu wszelakiego, a scena seksu ukazująca zarośnięte koprem pachy Azjatki wywołuje stan emocjonalnego wstrząsu.
O dziwo, sceny walki ogląda się przyjemnie, choć bardzo często widać błędy w choreografii. Opowieść wydaje się być sklecona nieco na odczepkę, ale całokształt jest zaskakująco niezły.
Nie sądzę, żebym musiał bardziej was przekonywać, co? Jest to idealny film do obejrzenia w większym gronie uzbrojonym w przeróżnej maści pieniste artykuły.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: