Ależ ja miałem ubaw podczas oglądania tego filmu! Choć produkcja ta powstała w 2005, to obserwując pomysły reżysera i scenarzysty miałem wrażenie, że oglądam komediohorror z lat osiemdziesątych.
Sposób wykonania i klimat wyraźnie nawiązują do tematyki horrorów z tamtego okresu i przyznać trzeba, że bawiłem się naprawdę zacnie.
Ale od początku. Trójka przyjaciół spotyka się na stypie i postanawia iść do baru, by wypić za pamięć zmarłego kumpla.
Po jakimś czasie postanawiają przenieść imprezkę na cmentarz, gdzie chleją wińska, szampana, a także wdają się w niedwuznaczne sytuacje.
Jeden z nich znajduje na grobie karte z rymowaną piosenką i przekonuje innych, kompletnie nawalonych przyjaciół by razem zaśpiewać.
Piosenka okazuje się klątwą, a trójka przyjaciół jest teraz nawiedzana przez zmarłych, na grobach których tańczyli i niech dane będzie mi wspomnieć, że za życia nie byli to zwykli ludzie.
Pierwszy z nich to dewiant seksualny lubujący się w torturowaniu ofiar, drugim jest trupek dziecka piromana, który spalił swoją rodzinę, a trzeci natomiast to nauczycielka muzyki, która rozpłatała dwoje ludzi siekierą.
Co ciekawe, ich materialne manifestacje wyglądają naprawdę fajnie, choć lekko razi sztuczność trupich ryjów, ale cóż, nie będę ukrywał, że ja taką lekką tandetę bardzo lubię i miło kojarzy mi się z charakteryzacją z serii „Evil Dead”.
Całokształt jest bardzo zadowalający, a kompletnie odjechana końcówka wywoła u was salwy śmiechu, bądź też sprawi, że z zażenowania będziecie próbowali wyłączyć film.
W każdym razie, jak dla mnie miodzio!
Jeden komentarz
Nie widziałem bestii, ale mam za sobą jeden zajebisty film pana Waleriana Borowczyka – "Dzieje Grzechu" – solidne 8/10
Skądinąd warto zerknąć na biografię Borowczyka, bo to nieziemski przechuj był. Aż żal jak zwykle bierze, że taka postać musiała emigrować i rozwijać się artystycznie w chuj daleko od ojczyzny.