THE GIANT CLAW – SZPON
To ptak! To samolot…! Nie, to…! A jednak to ptak…
Choć tożsamość bestii zdradziłem już na samym początku, a resztę możecie dopowiedzieć sobie czytając napisy na plakacie, to jednak nie wszystko jest tu jasne i klarowne.
Monstrum, które z uporem maniaka atakuje amerykańskie samoloty pochodzi tak naprawdę z bezkresnych otchłani kosmosu, a jego pierzasty tyłek chroniony jest przez energetyczną tarczę, która odbija pociski wszelkiego kalibru.
Ptaszysko wygląda tak potwornie, że jeden z bohaterów prawie dostał zawału gdy tylko zobaczył go na nieboskłonie! Na szczęście poczęstowany wódką odzyskał zdrowie i opowiedział innym co tak go przeraziło.
Co ciekawe, dwóch tumanów będących policjantami zamiast uspokoić niedoszłego denata jeszcze dopieprzyli mu, że stwór którego widział niechybnie musi być omenem śmierci, więc facet może powoli żegnać się z życiem. To się nazywa profesjonalne podejście!
Arcywróg rasy ludzkiej wygląda jak ogromny gumowy sęp z irokezem, wyposażony dodatkowo w budzące grozę zębiska. Dokładnie w 32 minucie filmu (co do sekundy!) amerykańskie dowództwo ogląda ujęcie potwora, który wlepia gały dokładnie w obiektyw. Wrażenie jest nie do opisania!
Film stworzony został ponad pięćdziesiąt lat temu, więc niby nie ma co spodziewać się fajerwerków, ale niewątpliwym plusem produkcji jest przezabawne jak na dzisiejsze czasy wykonanie stwora i kilka głupich akcji w wykonaniu podniebnego bandyty.
Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że maszkara przypomina nieco waszego nadwornego recenzenta. Jakby mało było imponującego przodozgryzu, to na dodatek obydwaj mamy na „wyposażeniu” wytrzeszcz oczu, którego nie da się ukryć nawet przez zakrycie twarzy linoleum.
Smutne.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=hOj0nXpRqX8
Werdykt: