Jeden z wielu filmów będących remakiem japońskiego horroru. Dobrze, że o tym nie wiedziałem, kiedy zaczynałem seans, bo bym się pewnie nie zdecydował.
Fabuła opowiada o wirusie komputerowym rozprzestrzeniającym się przez wszelkie urządzenia elektroniczne, który sprawia, że każdy kto się z nim zetknie, ginie gwałtownie i w sposób niemiły. Przez większość seansu obraz przypomina dosyć oryginalne ghost story i przez tę część śledziłem wszystko z wypiekami na twarzy i myślami typu: kurde, to jest za****ste. W miarę rozwoju fabuły film skręca jednak coraz bardziej w stronę gatunku typu „zombie apocallypse” tyle, że bez zombie. I teraz tak: jest to pomysłowe, oryginalne nawet i wypływa logicznie z fabuły, ale czy robi filmowi dobrze, to nie wiem. Mnie trochę zdezorientowało.
To chyba jedyna z większych wad tego dzieła. Obraz ma faktycznie coś z „asiana” ma świetny klimat, jakieś tam przesłanie, ukazuje namacalny i bardzo aktualny lęk (przed dominacją technologii np w wydaniu przerażającego Pokemon Go:P), kilka fajnych scen ze zjawami oraz konsekwencję formalną (kolorystyka) Aha-i ładną dziewczynę w roli głównej. Zakończenie jest otwarte, wyraźnie przygotowujące grunt pod kolejne części (które de facto powstały), a pomysł jest na tyle nośny, że nadawałby się nie tylko na klika filmów, ale być może na serial. Może minusem jest właśnie ta otwartość, bo nie ma kropki nad „i”.
Ogólnie to po zakończeniu, od razu chciałem odpalić dwójkę więc to też jakoś świadczy o obrazie.
Myślę, że powinno się zobaczyć, ze względu na ciekawy pomysł, namacalność przesłania i mocno odczuwalny przez większość seansu klimat spod znaku „asian ghost story”
Add A Comment