MASTERS OF HORROR: HAECKEL’S TALE
–
MISTRZOWIE HORRORU: OPOWIEŚĆ HAECKELA
Oglądając czwarty, losowy odcinek „Moh” doszedłem do zadziwiającego wniosku.
Otóż w czterech odsłonach tej serii aż trzech reżyserów uznało, że ich twory będą przysłowiowo wiały chujem (lub też będą mniej atrakcyjne dla widza) jeśli nie umieści się w nich gołych tyłków/cycków.
Tutaj nie mamy ich aż tyle co choćby w odcinku pod tytułem „Prawo do śmierci”, ale za to będziemy mogli podziwiać chędożonko, które śmiało można określić jako przełamujące utarte schematy zapędy nekrofilskie.
Tytułowy bohater jest pilnym i ambitnym fanatykiem medycyny, który postawił sobie za punkt honoru pełne wskrzeszenie ludzkich zwłok.
Po kilku nieudanych eksperymentach przychodzi na prezentacje pewnego nekromanty, który wyrywa z objęć śmierci martwego psa, po czym ofiarowuje mu życie.
Problem w tym, że potulny psiak tuż po gwałtownym zmartwychwstaniu przejawia ludobójczą agresję i natychmiast zostaje powalony przez swego pana za pomocą broni palnej.
Jakiś czas później, gdy doktorek otrzymuje wiadomość o ciężkim stanie swego ojca, w drodze do swojego rodziciela zatrzymuje się on u pewnego starszego mężczyzny i jego pięknej, młodej żony.
Od tego momentu sprawy się komplikują, ponieważ młódka uwielbia robić to, czego nie pochwala żaden normalny psychiatra, a na dodatek jurny młodzian, którego członek darzy niewiastę silnym uczuciem będzie musiał walczyć o swoje życie.
Z tego co ptaszki ćwierkają, odcinek ten jest oparty (poprawcie mnie jeśli mam złe info) na nowelce Clive’a Barkera, znanego choćby z „Króla trupiogłowego”.
Pomysł niby niezły, ale wykonaniu już gorsze. Nieco plastikowej juchy i goły cyc nie jest w stanie na długo przytrzymać widza przy monitorze, a trzon fabularny i napięcie nie wybijają się ponad przeciętną.
Warto? Pewnie że tak, ale dopiero po trzech piwkach.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: