Będę szczery, cholernie nie lubię „Piątku trzynastego” ani „Helloween” i zapieram się wszystkimi witkami przed faktem, że kiedyś będę musiał oglądnąć je wszystkie.
O ile Jason w swoich filmach wygląda w miarę fajnie, to już beznadzieja aparycji Michael’a Myers’a odpycha mnie z taką siłą, że prędzej będę nacinał się rozpalonym tatarakiem, niż obejrzę ( a widziałem ze 3 filmy) kolejną część.
Ale jeśli chodzi o Pana J i jego zamiłowanie do maczet, postanowiłem po wielu latach sięgnąć po część, w której nasz dzielny i niemalże nieśmiertelny kloc robi kompletną rozpierduchę na… statku dryfującym w przestrzeni kosmicznej.
O dziwo fabularnie ma to sens, ale lepiej się w to nie wgłebiać, zaufajcie mi.
Po kilkuset mordach, miesiącach ostrzenia tępych narzędzi oraz niekończących się wymianach gumek podtrzymujących maskę na ryju Jason zostaje złapany.
Więziciele (czadowe słowo) nie mogąc znaleźć sposobu na jego uśmiercenie, jakby urwanie łba było czymś skomplikowanym postanawiają zamrozić mordercę do czasu, aż ich wybrakowane umysły znajdą sposób na jego unicestwienie.
Coś oczywiście idzie nie tak i zarówno głowny bohater jak i pewna babeczka zostają zahibernowani , po czym po kilkusetlatach odnalezieni i przetransportowali na kosmiczny statek.
Tam oboje rozmarzają i toczą ze sobą niesamowity bój przepełniony w większości głupawymi akcjami posiłkowanymi przez dziurawy jak moje robocze skarpetki scenariusz.
Nie zrozumcie mnie źle, film nie jest tragiczny, ale zapewne dla fanów Jasona stanowi karykaturę wcześniejszych dzieł z jego udziałem.
Skoro jednak ja fanem tej serii nie jestem, to powiem wam w skrócie, że jest to dosyć zjadliwe.
Film jest głupiutki i posiada najgorszy design statków kosmicznych jaki widziały moje oczy, ale od biedy da się to ogladnąć, jeśli jesteście nastawieni jedynie na śmieszne w swej żałosności akcje.
Jeden komentarz
i na planie połowa składu andromedy podejrzewam że ponieważ serial się kończył to wykorzystano cześć scenografii i kostiumów do tego filmu 🙂