STILL LIFE
Po długich i ciągnących się jak gumiżelki filmidłach, naszło mnie kapkę na produkcje, które trwają jedynie dwa razy dłużej, niż stosunek seksualny przeciętnego polaka.
Fabuła prezentowanego tutaj tytułu jest bardzo prosta, tak więc opiszę ja jedynie w kilku zdaniach.
Szukający zemsty na strusiu mordercy (dobra, jaja sobie robię) młodziak wjeżdża samochodem do małego miasteczka, w którym po przebyciu kilkuset metrów potrąca kogoś stojącego na jezdni.
Szybko jednak okazuje się, że w mieście nie ma żywej duszy, a wszystkie postacie jakie spotyka są zastygłymi w bezruchu manekinami.
Jak to się kończy? Niestety dość przewidywalnie. Finału nie będę zdradzał, bo choć nie jest on zaskoczeniem to spoilerować go nie zamierzam.
Trwa to około dziesięciu minut, tak więc możecie go obczaić podczas przerwy śniadaniowej w pracy lub między jednym stosunkiem a drugim.
Co do oceny, ciężko byłoby wychlać trzy piwka podczas trwania filmiku, ale jako ocena idealnie do niego pasuje.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=La6T8Bq6CsU
Werdykt: