NINJA CHECKMATE – SZACH MAT NINJA
Zdziwiłem się srogo, gdy tylko przyswoiłem sobie fabułę tej niezwykłej produkcji o mistrzach kung fu i klnę się na Świętego Bakłażana, że czegoś takiego jeszcze nie widzieliście.
Kaleki hodowca drobiu, który podczas ataku wrogiej nacji stracił oko i lewą dłoń stara się jakoś powiązać koniec z końcem i choć większość jego sąsiadów traktuje go uprzejmie, to nie wszystko układa się dla niego pomyślnie.
Gdy przez jego zaniedbanie ginie koza w połogu należąca do córki możnego wdowca, nasz bohater zostaje sprzedany do niewoli, gdzie jest wyzyskiwany, torturowany i finalnie po raz kolejny potwornie okaleczony.
Gdy nadzorca kajdaniarzy obcina mu drugą dłoń na jej miejscu przytwierdzając łańcuch z kolczatką, między oboma panami rodzi się specyficzna więź czy też zażyłość, którą można porównać do mocniejszej wersji syndromu Sztokholmskiego.
W końcu kaleka będzie musiał wybrać. Posłucha rad swojego serca i zacieśni więź z okrutnikiem albo da się zakatować i nigdy już nie ujrzy ziemi swych ojców.
A teraz z innej beczki, naprawdę daliście się nabrać na wstęp ??
Przyznam, że nieco poniosła mnie wyobraźnia, bo o czym innym może traktować staroszkolny film karate, jak nie o zemście, nauce sztuk walki u podstarzałego mistrza i przejściu z levelu „Novice” na „Master” przez ambitnego młodzika?
Fabułę w wielkim skrócie już poznaliście, a rozpisywanie się o niej byłoby marnotrawieniem wysłużonych klawiszy w klawiaturze. Jest typowa dla tego typu produkcji i nie wnosi absolutnie nic nowego do kanonu tego gatunku.
Jakie są moje wrażenia? Do trzydziestej minuty wiało nudą i pizgało tatarakiem, ale później stopniowo zaczynałem się wciągać.
Popisy w stylu „wymach odnóżem” czy „lepka miska z ryżem” są tu oczywiście obecne, a choć filmidło nie zrobiło na mnie szczególnego wrażenia, to śmiało mogę polecić go osobom lubującym się w kopanych produkcjach.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: