WOLFEN
Zapewne znowu rozlegną się głosy (żartuje, każdy z was ma to w głębokiej
dupie), że niby nie trzymam się oficjalnych tytułów obwieszczonych
przez polskich dystrybutorów.
dupie), że niby nie trzymam się oficjalnych tytułów obwieszczonych
przez polskich dystrybutorów.
Czemu znów zachowuję się jak ostatnia pizda i psuję dziesiątki godzin pracy naszych rodaków?
Dlatego, że czasem nie wypada umieszczać czerstwego tłumaczenia, które nijak ma się do pierwotnego tytułu ani fabuły, dlatego jeśli pozwolicie, pozostanę przy oryginalnej wersji.
Sytuacja zaprezentowana w tej produkcji ma się następująco: dziwna bestia rozrywa na kawałeczki miliardera i jego żonkę, dodatkowo pozbawiając ich mózgów.
Cyniczny i lubujący się w alkoholu detektyw, wraz przydzieloną do tej sprawy kobitką musi rozwiązać zagadkę krwawej masakry, wspomagany przez typowego, wyluzowanego afroamerykanina, który dorabia do emerytury pracując jako patolog.
Gdy kolejne ofiary potworzyska zostają znalezione w mniej lub bardziej kompletnych częściach, nasze trio śledczych powoli zbliża się do rozwikłania zagadki, której finał rozdziawi ich paszcze w paroksyźmie kompletnego zdziwienia.
Choć lubię staroszkolne filmidła, to trzeba uczciwie zaznaczyć, że podczas seansu władowałem w siebie jedynie dwa browarki.
Co w tym dziwnego? Ano to, że nawet jedna sztuka starczyłaby do przyswojenia sobie tej produkcji.
Zarówno ścieżka dźwiękowa, gra aktorska jak i klimat stoją na wysokim poziomie i skutecznie utrzymują widza przy monitorze.
Niektórzy z was oczywiście będą sapać i chlastać się narzekając na finał, ale mi on bardzo odpowiadał. W końcu miałem do czynienia z czymś innym, niż… a z resztą, obczajcie sami.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=9CVtWfYOdbg&feature=kp
Werdykt: