MASTERS OF THE UNIVERSE
–
WŁADCY WSZECHŚWIATA
Gdy ledwo co wyrosłem z pieluch, a głos zaczął mężnieć zwiastując zbliżającą się za kilka lat mutacje, moim ulubionym towarzyszem zabaw był Game Boy sprowadzony z RFN-u tuż po jego premierze.
Drugą co do poziomu podjarki rzeczą, od której nie mogłem odczepić lepkich paluchów były właśnie zabawki He-Mana, Szkieletora i reszty wesołej kompanii. Dlaczego o tym paplam?
Ponieważ nim wczorajszej nocy Morfeusz zdążył zamroczyć mnie jakimś ciężkim przedmiotem, zdążyłem oglądnąć jeszcze przedstawiane tu filmidło, traktujące o konflikcie dwóch największych, wspomnianych powyżej wrogów.
Tym, co pierwsze rzuciło mi się w oczy, było to, że szeregowi żołnierze „Księcia anoreksji” wyglądają jak potomkowie Dartha Vadera, a militarni towarzysze „Pana Pakera” przypominają kolonialnych marines z „Obcego”.
Drugą rzeczą był występ dwóch bardzo znanych postaci. Courtney Cox znana z serialu „Przyjaciele” gra tu mieszkankę ziemskiego padołu, Dolph Lundgren natomiast wcielił się w muskularnego obrońce ludzkości.
O czym ogólnie traktuje ta filmowa bajeczka? Szkieletor zdobył władzę nad Posępnym Czerepem, zajebiaszczym trupim zamkiem, jednak He-Man i jego towarzysze nie tracąc czasu przypuszczają szturm na zamek, po czym zmuszeni do odwrotu trafiają do naszego wymiaru, gdzie sytuacja kapkę się komplikuje.
Sceny walki są tu lepsze niż w naszym rodzimym Wiedźminie, choć w sumie nie jest to specjalnie trudne. Efekty nie drażnią, a gumowe stwory jak na tamte czasy prezentują się poziomo… na poziome znaczy.
Jeśli chcecie sobie przypomnieć szczęśliwe czasy dzieciństwa i zrozumieć o co wam chodziło, kiedy próbowaliście udusić młodszego brata jedną z wspomnianych zabawek, macie moje zezwolenie na seans.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=CF20B8p4F08
Werdykt: