Gdy byłem jeszcze małym, parchatym warchlaczkiem, który bał się sam oglądnąć „Predatora”, posiadałem filmy z serii „Władcy lalek” na kasetach VHS i dosyć często odświeżałem sobie pierwsze dwie części (z których i tak nic już nie pamiętam).
Po wielu, bardzo wielu latach postanowiłem olać chronologię i przyładowałem sobie po czerepie dziesiątą częścią, której tytuł i plakat kupiły mnie od razu. Oczywiście podejrzewałem, że będzie to dla mnie jak skok na gołą klatę do wanny pełnej waty szklanej, ale cóż… ktoś musiał to zrobić, prawda?
Akcja zaczyna się w momencie, w którym krnąbrny nazista wraz z przydupasami zabija japonkę z samurajskim mieczem (wtf?) i uprowadza „Tunelarza”. Nie jest to przydomek gwiazdy porno specjalizującej się w analnych dewastacjach, lecz nazwa jednej z żywych zabawek, wyposażonej w wiertło na głowie.
Naziol oddaje go pod opiekę współpracującego z nim wbrew swej woli doktorka, który ma sam jeden wynaleźć machinę wskrzeszającą niemieckich żołnierzy. Podstarzały, acz jurny staruszek ma ochotę wychędożyć seksowną blond panienkę, będącą przyboczną głównego złoczyńcy, ale pewnego razu taka schadzka kończy się tragicznie.
Zazdrosny oficer posyła jej kulkę między oczy, a smutny dziadziunio, poznawszy sekret „Tunelarza” tworzy na jej podobieństwo lalkę, zwaną „Seksbombą”. Na tym jednak nie poprzestaje i wkrótce produkuje kolejne maszkary, o tak swojsko brzmiących imionach jak „Kamikaze” czy „Blitzkrieg”.
Druga strona konfliktu, prezentuje się niestety znacznie mniej ciekawie. Młoda parka, która jednak ze sobą nie sypia, wysadza magazyn broni kontrolowany przez nazistów i opiekuje się laleczkami znanymi z poprzednich części. Ich celem jest pozbawienie nazistów jaj i odebranie im możliwości dalszego kombinowania, harcowania i psucia krwi siłom USA.
I to by było w sumie na tyle, bo naprawdę nie chce mi się dalej w to brnąć. Wymęczyłem się na tym bardziej, niż na wykopkach ziemniaków, w których brałem udział dwa lata temu i były one znacznie przyjemniejsze (domowe whisky!) niż wczorajszy seans.
Nie wiem czy mam chęć wracać do poprzednich części, bo ta odsłona była arcygłupia i bez żadnego owijania w bawełnę mogę stwierdzić, że straciłem tylko czas. Jeśli chcecie mi polecić jakąś w miarę fajną część z tej serii, nie wahajcie się, a jeśli nie mieliście z nimi nigdy styczności, to może lepiej żeby tak zostało.
Jeden komentarz
Przepraszam bardzo ale nawet ja, rasowy pedał, ledwo mogę przeżyć takie filmy.
Przyznam się szczerze. Obejrzałem ich trochę. Sporo. Naprawdę dużo…