BATTLEDOGS – WILKI WOJNY
Człowiek ma naprawdę wielką frajdę, kiedy w ciągu pierwszych pięciu minut trwania filmu wie już co zaraz się zdarzy i jaki będzie ogólny trzon fabularny produkcji.
Mimo wszystko chyba nie jestem aż tak wyjątkowy, więc po obczajce tytułu, plakatu oraz wnioskując z zachowania głównej bohaterki, co bardziej światli z was będą w stanie wykazać się taką intuicją jak moja boska osoba.
Blond panienka, która zaczyna zachowywać się jakby w pewnych częściach jej ciała zapakowane były schowane w foliowe woreczki narkotyki, z impetem wpada do damskiej ubikacji wzbudzając konsternację dźwiękami, które tam wydaje.
Wnet okazuje się, że dziewoja przeistoczyła się w wilkołaka, który natychmiast zaczyna zarażać pozostałych wirusem likantropii, który w ciągu sekund wywołuje przemianę. Ofiarom nie pomaga zasłanianie się kupionymi w budce hot-dogami ani cwane wykorzystanie swoich bagaży, tak więc kto inny musi przyjść im na ratunek.
Zaraza rozprzestrzenia się w tempie geometrycznym, ale na szczęście sytuacje ratuje oddział komandosów, którzy powalają zwierzaczki gazem obezwładniającym. Zwierzołaki, które powróciły do swych ludzkich form zostają zamknięte w tragicznie strzeżonej placówce, skąd po jakiś czasie uciekają kierując się na Manhattan.
Jak sami widzicie, fabularnie nie jest wcale tak tragicznie, do tego wszystkiego dochodzą jeszcze przeciętnie animowane wilkołaki oraz konflikt między współczującym wilkołakom majorem, a przebrzydłym i złym generałem.
Największą wadą produkcji jest to, że po 40 minutach przestaje to być interesujące. Dokładając do tego kiepskawe w swej przeciętności efekty specjalne otrzymamy typowego średniaka, który ani was podjara ani zgorszy.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=jmsUa-N9xr8
Werdykt: