SNAKES ON A PLANE – WĘŻE W SAMOLOCIE
No więc zmusiłem się i rzuciłem gównem w wiatrak. Może nie dosłownie, ale efekt, jaki otrzymałem po obejrzeniu „Węży w samolocie”, jest całkiem zbliżony do tej wspaniałej, olimpijskiej dyscypliny.
Nawet najwięksi aktorzy współczesnego kina, mogą czasem zaliczyć wpadkę. Samuel L. Jackson, którego właściwie nikomu nie trzeba przedstawiać, zgodził się użyczyć swego nazwiska i aparycji, do promocji tego kurwiszcza. Ostatnie słowo poprzedniego zdania, gnieżdżące się niczym tasiemiec w jelitach, przybliża wam mniej więcej koszmar, jakiego musiałem być świadkiem.
Kogo może przerazić ten film? Osoby cierpiące na ofidofobię połączoną z awiatofobią? Dupa tam, samolot wypełniony wężami, nie zrobi większego wrażenia nawet na sześcioletnim dziecku, zatrzaśniętym w luku bagażowym, a co dopiero mówiąc o zatwardziałych kinomanach, którzy niejedno już w życiu widzieli.
Sensacyjny thriller, który mamy nieszczęście oglądać, sam pogrąża się co kilka minut, częstując widzów wybuchową mieszanką nudy, powielonych schematów i całkowitego braku polotu. Rozumiem, że scenariusz musiał być sam w sobie jakoś interesujący, skoro Jackson zgodził się tu zagrać, nie kumam tylko, na diabła ktokolwiek chciały poświęcić czas na oglądanie tego, nie mówiąc już o zapłaceniu za bilet do kina.
Wspomniany już, czarny jak węgiel aktor, pozostawił po sobie (jak zawsze z resztą) bardzo dobre wrażenie i jest to jedyny plus jaki mogłem znaleźć. Nie jest to co prawda obraz tragiczny, ale za to tak sztampowy, że lepiej kupić oryginalny film ( CBA patrzy) wytwórni Syfy, niż zainwestować w wypożyczenie tego badziewia.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=mgIz_t7rKPg
Werdykt: