Jak ja lubię Lovecraftowe klimaty! Im więcej perełek znajduję, tym bardziej się jaram, a że poziom produkcji bazujących na dorobku tego pisarza jest bardzo różny to już inna sprawa. Na szczęście dzieło Johna Carpentera jest doprawdy kozackie i ogląda się to jednym tchem.
Pewien cwaniakowaty gryzipiórek, który na co dzień zajmuje się ubezpieczeniami ma za zadanie odnaleźć niesamowicie poczytnego pisarza, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Nie porwały go rekiny mutanty ani opętane przez diabła toalety tylko po prostu gdzieś wsiąkł i co gorsza, wydawca czeka na jego kolejną książkę.
By odnaleźć pisarza, główny bohater zapija się do nieprzytomności, bierze udział w walkach kogutów, zajmuje się wykańczaniem wnętrz oraz daje sobie w żyłę… tak naprawdę to nie, ale było by fajne.
Zamiast tego czyta jego książki i dzięki swoim niesamowitym umiejętnościom tropiciela w końcu znajduje wskazówki potrzebne do osiągnięcia celu. Jak się jednak później okazuje, lepiej byłoby dla niego gdyby zamiast bawić się w detektywa posiedział w domu, nawalił się jak dzik czy nawet pograł w Monopol z teściową.
Bardzo fajnie się to ogląda, a klimat powieści „Pana L” jest więcej niż wyczuwalny. Do tego mamy Sama Neill’a jako pana detektywa i Jurgena Prochnowa odtwarzającego pisarza, tak więc naprawdę nie ma na co narzekać.
Nim mój pluszowy Cthulhu zostanie dostarczony przez Pocztę Polską minie trochę czasu, tak więc chyba pokuszę się na kolejny seansik w tym klimacie, a wy, jeśli jeszcze nie widzieliście tego filmu macie znakomitą okazję by to nadrobić.
3 komentarze
Oglądałem jako dzieciak i… chyba się trochę bałem, jak dobrze pamiętam 😀 Po latach wróciłem do tego z prawdziwą przyjemnością i pamiętam, że bardzo, ale to bardzo chciałem zobaczyć potwory wyłażące pod koniec z tego między wymiarowego tunelu 😀
Niby to ciekawe i posrane, ale jakoś nie czułem pasji w pisanych przez Ciebie słowach. Czyli raczej cieniutko.
Jak na Asylum to całkiem niezłe. Wg mojej punktacji (ooglądam na trzeźwo, nawet jeśli nie warto ;))
5/10.