UKM: THE ULTIMATE KILLING MACHINE
–
UKM: MASZYNA DO ZABIJANIA
Co łączy drobnego złodziejaszka, bezdomną ćpunkę, kościelną chórzystkę oraz lizodupnego nerda? Wszyscy oni zostali wybrani do testów specyfiku, przekształcającego ludzi w super żołnierzy.
Miejscem, w którym rozgrywa się cały dramat, jest tajna baza wojskowa, mogąca pochwalić się skąpym, lecz profesjonalnym personelem, w którego skład wchodzi dwójka naukowców oraz sześciu żołnierzy, mających zapewnić (!) bezpieczeństwo kompleksu.
Na ich czele stoi major Blevins, grany przez mojego starego znajomego, który podczas udzielania ekskluzywnego wywiadu dla „Na trzeźwo nie warto” (Piraniokonda), dokonał haniebnego i jakże niegodnego aktora czynu, za który został potępiony przez filmową brać. Nic więc dziwnego, że nie może znaleźć porządnej roli, zadowalając się marnymi produkcjami, takimi jak recenzowany tutaj film.
W całym tym rokoszu chodzi o to, że jedni gonią a inni są gonieni i na odwrót. Jedni są pod wpływem specyfiku, innym wstrzyknięto placebo. Do tego dochodzą agresywne zachowania seksualne, potęgowane przez ów specyfik oraz wesoło latający po bazie żołnierz, który nad wyraz źle zniósł testy.
Gdyby nie kilka zabawnych momentów i amatorskie (aż do przesady) popisy „aktorów”, znacznie ciężej byłoby przetrawić ten film. Mimo ogólnej miernoty tego przedsięwzięcia, nie ogląda się go jakoś tragicznie. W końcu widziałem już zbyt wiele znacznie gorszych produkcji.
Dla zainteresowanych:
http://www.videodetective.com/movies/the-ultimate-killing-machine/186352
Werdykt: