DEAD SUSHI – TRUPIE SUSHI
Powiem wprost. Jeśli chodzi o ilość absurdów, produkcja, którą właśnie przetrawiłem mogłaby konkurować z najbardziej posranymi gagami Monty Pythona. Sama fabuła może przyprawić o zawrót łba, nie mówiąc już o poszczególnych scenach, które swoją dziwacznością mogą nieźle ogłupić widza.
Pewien skośnooki genetyk wynalazł serum ożywiające trupy, które z powodzeniem stosował na zwierzętach. Efekt uboczny był natomiast taki, że martwe dotychczas postaci dramatu zamieniały się w rządne krwi potwory.
Keido, niezwykle zręczna dziewoja opuszcza rodzinny dom i podejmuje pracę w restauracji, w której zaczynają dziać się okropne rzeczy. Pojawia się w niej wspomniany genetyk, który wybitnie ma na pieńku z pewnymi klientami opuszczającymi lokal.
Następuje wymiana zdań oraz strzałów z broni palnej, po czym genetyk-żul, tuż przed swoją śmiercią, wysyła do boju swojego wiernego druha – nieumarłego kalmara na dopingu, który wskrzesza przeróżne japońskie potrawy, by stanęły u jego boku.
Nie byłbym sobą, gdybym podczas seansu nie nauczył się kilku rzeczy, które autorzy starali się nam przekazać. Jako, że azjatyckie filmy uczą, bawią i wychowują, poniżej przedstawiam moje spostrzeżenia:
1. Naturalny zapach kobiety całkowicie psuje aromat potraw.
2. Rzut martwym kalmarem może zaowocować „double-killem”
3. Zombie sushi są rasistami, tolerują wyłącznie owoce morza, zwracają się natomiast przeciw sushi z jajkiem.
4. Prawdziwy Japończyk nigdy nie przepuści okazji by zmacać kobietę, nawet, kiedy jest ona pożerana przez nieumarłego tuńczyka z ryżem.
5. Śpiewające chórem przekąski nie potęgują nastroju grozy, podobnie jak właścicielka restauracji, tańcząca „taniec robota”.
Przejmuje tu zwłaszcza historia wspomnianego już sushi z jajkiem, które zostało zainfekowane przez swych braci, a następnie wykluczone ze społeczeństwa nieumarłych potraw. W akcie zemsty (zapewne) stara się ono chronić Keido przed agresją swych pobratymców.
Efekty… powiedzmy, że są.
Humor? Jest go dużo, chociaż nie najwyższych lotów.
Z grą aktorską jest natomiast tak jak zawsze: nie ma co się nią przejmować.
Jeśli jesteście zaciekawieni dogłębnym poznaniem kultury naszych skośnookich sąsiadów zza miedzy, pędźcie do sklepu po 3 browary (2 dla fanatyków tematyki) i nie zapomnijcie o słonych przekąskach.
Arigato! *
Dla zainteresowanych:
Werdykt:
* Recenzent dokształcał się zaocznie