Ninja w dresach, katana posiadająca trzy ostrza, motywy zabawy w nekrofila oraz lolitka z karabinem maszynowym zamiast ręki.
Potrzeba czegoś więcej, by film spodobał się szerszemu gronu widzów? Jak pokazuje życie, niestety tak.
Oglądające TMG, spodziewałem się czegoś na wzór Helldrivera czy Tokyo Gore Police, niestety im dłużej wpatrywałem się w oślepiacz, tym mniej obchodziły mnie rozterki głównej bohaterki, konflikt między nią a Yakuzą czy tym bardziej motywacje postaci pobocznych.
Pierwszym co wbije wam się w gały jeśli znacie wspomniane wcześniej filmy, będzie brak jakichkolwiek smaczków, które tak fajnie współgrały z tamtymi produkcjami.
Nawet efekty specjalne są tutaj znacznie gorsze i po pierwszej scenie egzekucji przeprowadzonej na szkolnej młodzieży, cała historia staje się coraz mniej ciekawa i dająca nadzieję na wciągnięcie widza.
Jedynymi momentami, w których szerzej się uśmiechnąłem/szczęka mi opadła, był motyw gangu żałobników oraz mechaniczny stanik, chroniący przed przecięciem piłą łańcuchową, posiadający jednocześnie dwa urządzenia wiercące, znajdujące się w wiadomych strategicznych punktach.
Zawód, zawód i jeszcze raz zawód. Nie oznacza to, że płytkę z filmem można od razu spuścić w sraczu, ale mogło to wyjść lepiej. Jeśli lubicie azjatyckie filmy, możecie go sobie klepnąć. W przeciwnym wypadku szkoda waszego czasu. Rzekłem.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=MBt1SihHDt0
Werdykt: