FIEND WITHOUT A FACE
–
STWÓR BEZ TWARZY
Wybierając plakat do recenzji od razu wprowadziłem w życie iście diaboliczny plan, przy którym analny gwałt bez lubrykantu może wydawać się wam czymś przyjemnym.
Założę się, że każdy z was wpierw rzucił okiem na plakat, więc ten, kto chciał dopiero pod koniec seansu dowiedzieć się jak naprawdę wygląda tytułowy potwór, będzie miał nietęgą minę!
Czemu zachowałem się jak ostatnia pizda i zaspoilerowałem wam tak ważną rzecz? Wstyd przyznać, ale mam kosmicznie dziwny dzień, więc musiałem się na kimś odegrać. A że padło na was… sorka.
Co do samego filmu, mam dla was jeszcze jedną ciekawostkę. Otóż nie jeden niewidoczny stwór wysysa mózgi i mieli na papkę rdzenie kręgowe ludzi, lecz całe ich przeklęte plemię.
O dziwo, efekty specjalne są jak na te czasy naprawdę przyzwoite. Poklatkowe animacje wyposażonych w czułki i kręgosłupy mózgów sprawiają fajne wrażenie, choć fabuła momentami dłuży się jak posiadówka w kiblu.
Rewelacja to nie jest i nie spodziewam się, że choć na chwilę poczujecie znajomy dreszcz ekscytacji, ale jest to filmidło całkiem na poziomie, zwłaszcza jak na swoje lata.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=TUiVEGLSfSs
Werdykt: