Przed wami recenzja trzeciego filmu, którego tytuł brzmi dokładnie tak samo jak dwa dzieła zrecenzowane niedawno.
Ta produkcja jednak nie ma nic wspólnego z homoseksualnymi zagrywkami i wychudzoną czterdziestolatką majtającą cyckami, która była ważną postacią wersji z 2009 roku.
Zamiast golizny, szpanerstwa czy palących się stosów reżyser tego skądinąd archaicznego dzieła zaprezentował nieco senną, opartą wyłącznie na ponurym klimacie opowieść o zdradzie i puszczalskich zdzirach… no może jest to spore uproszczenie, ale cusik w tym jest.
Grany przez Vincenta Price’a zamożny człek jest zdruzgotany stratą swej ukochanej żony.
Gdy jej brat pojawia się na zamku chcąc dowiedzieć się więcej o zagadkowej śmierci rodzonej siostruni, okazuje się, że na wierzch, niczym robale po deszczu zaczynają wypełzać tajemnice.
Sir Nicholas zaczyna popadać w obłęd raz po raz widząc ducha swojej małżonki, a że pod jego czerepem jest już dość namieszane, kondycja psychiczna nieboraka zaczyna gwałtownie pędzić ku granicy wytrzymałości.
Jeśli nastawiając się na to dzieło spodziewacie się stada karłów ujeżdżających osiodłane świnie, mrożącego krew w żyłach wyścigu jednorękich furmanów czy Mahometa grającego na banjo, to nie nie dotrwacie do końca.
Jeśli jednak przede wszystkim cenicie porządny klimacik i umiejętnie budowaną atmosferę, to jedno piweczko wystarczy do przyswojenia sobie tego klasyka.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=QChBy15UiTs
Werdykt: