Ponieważ do kin wchodzi bardzo oczekiwany (przez niektórych) horror „The Nun”, czas zacząć cykl recenzji, w którym my, samozwańczy znawcy horrorów, admini dobryhorror.pl, rozstrzygniemy, który z wyrastających jak grzyby po deszczu horrorów roku jest faktycznie… horrorem roku. Na pierwszy ogień idą „Słudzy diabła”, film, co do którego mięliśmy nadzieję, że będzie czarnym koniem plebiscytu. Już sam plakat wydawał się zapowiadać klimatyczną rzeźnię, kraj pochodzenia obrazu nastrajał jeszcze bardziej pozytywnie (Korea, Indonezja), a słowo „Setan” było wisienką na torcie naszych oczekiwań (fanów horrorów piekielno, okultystycznych). Specjalnie nawet nie szukaliśmy w internecie za wiele o tym koreańskim dziele, nie chcieliśmy sobie psuć pozytywnego zaskoczenia. Co tu dużo mówić, apetyt był spory.
Fabuła opowiada o biednej licznej, wielopokoleniowej, mieszkającej w starym domu rodzinie, w której umiera chorująca na nieznaną chorobę matka. Gdy odchodzi z tego świata, ojciec rodziny wyjeżdża do miasta na dłuższy okres, aby zarobić na utrzymanie dzieci, które zostają w starym domu razem ze starą babcią. Tymczasem domostwo zaczyna nawiedzać zjawa przypominająca zmarła kobietę, na jaw wychodzą też ciążące na rodzinie mroczne tajemnicze z przeszłości.
Już sam skrót fabuły pokazuje, że film okazał się biegunowo odległy od naszych oczekiwań (nie w sensie jakości, co raczej treści filmu). Historia przypomina (przez większość obrazu) klasyczne „ghost story” anie devil/hell czy occult oraz nie jest krwawa czy brutalna, za to bardzo klimatyczna. I to klimatyczna tym rodzajem klimatu, w kreowaniu którego azjatyccy twórcy są ekspertami. Atmosfera od początku jest budowana bardzo umiejętnie i nie ma co ukrywać, jest dość przerażająco. Ale cóż… jest też zupełnie standardowo, a z czasem robi się po prostu… nudno. Znane patenty, które mimo wszystko wygrywane są umiejętnie i z typowymi rodzinnymi wątkami dramatycznymi na początku są w stanie zapewnić szybsze bicie serca, w toku trwania historii zaczynają nużyć, gdyż są rozgrywane… właśnie do znudzenia. Opowieść się snuje, krąży w kółko, drepcze w miejscu, a kiedy wreszcie rusza do przodu to dzięki wyskakującemu niczym „deux ex machina” wioskowemu mędrcowi, który wszystko wykłada na tacy. Naprawdę? Jako plus można zaliczyć to, że prawda, którą objawia jest dość piekielna i okultystyczna i daje niezłego smaczka, do rozciągniętej i „rozciapcianej” (jak robione przeze mnie spagetti) fabuły. Kolejną zaletą są aspekty kulturowe, które mogą zaciekawić, ale trudno wychwalać to pod niebiosa. Wiadomo, że azjatyckim twórcom wychodzi to naturalnie. No i jak już wcześniej zostało napisane. sceny strasznenia są zrobione dobrze, a nawet bardzo dobrze a klimat jest momentami dość gęsty. Techniczne aspekty czyli np aktorstwo czy scenografia (posępny dom jest posępny) też nie zawodzą
Podsumowując, „Słudzy Diabła” nas rozczarowali i to dość mocno. Nie okazały się żadnym czarnym koniem, a jedynie standardowym straszakiem, z rozciągniętą fabuła i z widzianymi już wielokrotnie, zgranymi patentami, które trzeba przyznać zrobione są ze znajomością rzeczy i spełniają swoją rolę (czyli potrafią przestraszyć). Ogólnie tragedii nie ma, przestraszyć się można, ale częściej się jednak przyśnie. To chyba za mało, żeby stać się się horrorem roku.
P.S. W sumie szkoda, ze nie zostawiliśmy tej recenzji na koniec, bo mamy przeczucie, że moglibyśmy w ostatnim zdaniu dopisać- Still better than The Nun. Ale zawsze przeczucie może zawodzić. W sumie jak w przypadku tego filmu.