„Purgatorio” wybrałem w zasadzie na chybił trafił. Surfowałem po stronie horroryonline.pl w poszukiwaniu czegoś na wieczór i jakoś tak na niego natrafiłem. Do włączenia akurat tego dzieła skłonił mnie tytuł („Czyściec”), kraj produkcji (Hiszpanie robią naprawdę niezłe horrory-wystarczy wymienić „REC” oraz wszystkie produkcje Del Toro) oraz fakt, że o tym filmie nie słyszałem absolutnie nic (jak się później okazało w ogóle w internetach niewiele jest o nim materiału). Krótki zarys fabuły mimo, że absolutnie nie odkrywczy, był tak bardzo za krótki, że w ogóle nie dawał jakiejkolwiek wskazówki, co do tego, czym jest „Purgatorio”.
Otóż ten film jest…dziwny. Mam przekonanie, graniczące z pewnością, że ten film nie spodoba się praktycznie żadnemu fanowi horroru. Po pierwszych, długich, nudnych, bezdialogowych ujęciach, miałem przeczucie, że będzie to (jak to określił Marian Pażdzioch recenzując filmy z japońskim potworem zwanym”Gadzillą”) wyjątkowe g…no.
Zarys fabuły jest tak wtórny, że pożal się Boże. Małżeństwo, które straciło dziecko, przeprowadza się do nowego mieszkania w apartamentowcu (który, jak się później okazuje jest prawie całkiem opuszczony), seriouslly? No ile razy można! Dalej jest tak, że małżonek wychodzi na nockę, a do pozostałej w domu kobiety przychodzi sąsiadka i prosi, żeby zaopiekować się jej synem, bo ona musi jechać do szpitala. Oczywiście pani sprawia wrażenie dość przestraszonej i coś kręcącej, a jej potomek jest jakiś…dziwny.
W filmie, zwłaszcza w pierwszej jego połowie, nie dzieje się absolutnie nic i dłuży się on niemiłosiernie (chociaż w zasadzie film jest króciutki), zaś w drugiej zaczynają się dziać rzeczy, które wprowadzają dość mocno klimatyczną atmosferę (coraz dziwniejsze zachowanie chłopaka, gasnące światła, skrzypiące drzwi), ale do zagrywek rodem z rasowego horroru jest im daleko. A potem jest koniec. I tyle.
Czyli co? G…wno (jakby to powiedział Marian Pażdzioch)? Otóż nie do końca.
Bo spójrzmy z innej strony. Pewnie każdy bawił się dzieciństwie (np. na koloniach) w zabawę, kiedy przy blasku świecy, nakryci kocami, opowiadamy sobie historie z dreszczykiem. które hipotetycznie naprawdę się zdarzyły. Pamiętacie poczucie niepokoju towarzyszące w takich momentach? Jeśli wtedy jakimś cudem gałąź zastuka w okno albo drzwi skrzypną, to sytuacje ten nabierają aury nadprzyrodzoności i, chociaż nic w tym nie ma nadprzyrodzonego, naprawdę wieje grozą. Wydaje mi się, że „Purgatorio” jest eksperymentem próbującym oddać choć cząstkę tego klimatu.
W typowym horrorze, nawet jeśli uda mu się nas przestraszyć i pojawiają się mocne momenty grozy, cały czas ma się tą świadomość, że są one, poprzez swoją nadprzyrodzoność, średnio wiarygodne, i że owa groza, jest tak naprawdę grozą czysto filmową (mam nadzieję, że wiadomo, o co chodzi).
W „Purgatorio” natomiast, wszystkie teoretycznie straszne momenty, nie są jednoznacznie nadprzyrodzone, przez co historia nabiera właśnie atmosfery „młodzieńczej opowieści spod koca” (ale metafora!). Każde skrzypnięcie, samoistne zamknięcie się drzwi itd. są odbierane jakby odbierana była przysłowiowa gałąź stukająca w okno w czasie wcześniej wspomnianej zabawy. Nawet jedyny jumpscene jest zrobiony w taki sposób. Przyznam, że te przemyślenia przychodziły do mnie w ciągu kolejnych dni po obejrzeniu „Purgatorio” zaś zaraz po wyłączeniu miałem zdanie takie jak Marian o „Gadzilli”. W gruncie rzeczy jednak, obraz ma tak naprawdę coś w sobie.
Niestety wydaje mi się, że z takiego karkołomnego założenia, na którym opiera się film, raczej nie dałoby się pewnie sensownie wybrnąć i żadne zakończenie nie byłoby dobre. Tak więc stwierdzam, że zakończenie jest złe. Nie dość, że przesłodzone, to na dodatek stoi trochę w opozycji do tego, czym straszono nas przez większość czasu. Z drugiej strony, jest ono po części horrorowe, co pewnie miało sprawić, żeby widz nie poczuł się całkowicie oszukany i żeby przekonać go, że naprawdę horror obejrzał . Chociaż wydaje się być też metaforycznie powiązane z przedstawioną opowieścią, mieć drugie dno oraz przesłanie (przyznam jednak, że nie chciało mi się go doszukiwać, ale z pewnością cały film ma ambicję coś przekazać).
Na koniec dodam, ze są to wszystko moje absolutnie subiektywne odczucia (nawet internety nie pomogły mi w tym wypadku w analizie) i subiektywnie „Purgatorio” odbieram jako eksperyment, który niecałkiem się udał. Nie polecam nikomu gdyż film nie ma żadnej z tych cech, które sprawiają, że bawimy się dobrze oglądając horror. Chociaż z drugiej strony, jeśli przypadkiem się skusicie, to całkiem możliwe, że ,po obejrzeniu, na wszystkie inne obrazy grozy spojrzycie całkiem inaczej.