Z produkcjami, którymi jarałem się za dzieciaka często bywa tak, że po dziesięciu, piętnastu latach od ostatniego seansu okazuje się, że nie za bardzo jest się czym zachwycać, a tuż po napisach kocowych moje gatki wciąż poszczycić się mogą nieskazitelną bielą.
Pamiętając budzące przerażenie wampirze ryje, które za młodu przyprawiały mnie o częste wypady do ubikacji, nastawiłem się na pocieszne, miłe i dostarczające porządnej, choć niewyszukanej rozrywki kino. Jak wyszło? Gorzej, niż się spodziewałem.
Nim przejdę do warstwy fabularnej, chciałbym wpierw zaznaczyć, że rzadko zdarza mi się, żeby mieć kompletną wyjebkę na zdrowie i życie głównych bohaterów. Ba! Chciałem nawet, by pod koniec filmu pożarł ich wygłodniały rekin, który jakimś cudem znajdowałby się w posiadłości zamieszkanej przez wampira.
Głównymi postaciami są nastolatkowie, Charlie (kompletny kretyn, bez krztyny instynktu samozachowawczego), Amy (zapchajdziura i kobita do ratowania), oraz Evil (aktorsko przypominający Tommy’ego Wiseau czubek). Po jakimś czasie dołącza do nich Peter Vincent, znany z telewizyjnego show aktor, specjalizujący się w roli pogromcy wampirów.
Charlie pewnego dnia odkrywa, że do domu obok wprowadził się wampir, który sprowadza do domu luksusowe prostytutki, by później tuż przy otwartym oknie (!) wysysać z nich krew. Kompletnie pozbawiony wyobraźni dzieciak zadziera z wampirem odwiedzając jego posiadłość w eskorcie policji, a gdy nieco później ma szansę milczeć w zamian za życie, postanawia targnąć się na nieumarłego ołówkiem.
Gdy w końcu strzygoń porywa jego panienkę, podrostek wraz z telewizyjnym aktorem wyruszają na odsiecz i wierzcie mi, nie mają zamiaru zabrać się do tego z sensem.
Nie zrozumcie mnie źle, film nie jest zły, ale za to jest tu kilka rzeczy, do których muszę się dopieprzyć. Produkcja ta jest ślamazarna, głupiutka, czasami irytująca poprzez niesamowitą głupotę bohaterów, a na dodatek w kilku miejscach dłuży się niemiłosiernie.
Na plus zdecydowanie wypadają niektóre praktyczne efekty….hmmm… matka Charliego pojawiająca się w kilku krótkich scenach…. ekhm… no i oczywiście ogólny, mało poważny temat wampiryczny.
Możecie mnie za to kamienować, ale jestem rozczarowany. Z dawnej magii nie pozostało prawie nic, a kilka fajnych wampirzych charakteryzacji i parę ładnych efektów to za mało, bym co kilka miesięcy odświeżał sobie to dzieło. Szkoda.