Pamiętacie ludowe historie o szczurołapach, którzy potrafili wyprowadzać z miasta te puchate gryzonie, korzystając z dźwięków, wydawanych przez Atari? A może to była perkusja? W każdym razie mogliście o tym słyszeć, a wspominam o tym nie bez przyczyny, ponieważ pewna występująca tu postać posiada nieco zbliżone talenty.
Pewna samozwańcza królowa potrafi wykorzystać dźwięki fletu, by rozkazywać zwykłym szczurom, a co za tym idzie, maluchy wywijają breakdance, stepują jak opętane i ruszają kolankami, gdy tylko paniusi przyjdzie na to ochota. Jednak za byle przewinienie z ich strony, czy też bezczelne uniesienie wąsika, bezduszny milf skazuje je na śmierć, przez odcięcie łba na minigilotynie.
Ciekawostką jest fakt, że w dzieciństwa była bita i gwałcona, ale gdy podrosła, zemściła się na swym oprawcy, poprzez pozbawienie kanalii życia, co też uczyniło z niej kaleką psychicznie i nieskłonną do jakichkolwiek emocji furiatkę.
W jej łapska wpada nie kto inny, jak Bram Stoker, który dopiero marzy o zostaniu wielkim pisarzem i po pojmaniu jest torturowany przez kuso ubrane pomagierki koronowanej głowy. Podczas odpieprzania się w celi, poznaje jedną z wojowniczek, a między nimi wywiązuje się… zgadnijcie co.
Zmuszony do posłuszeństwa władczyni szczurów i zakochany w podległej jej blond paniusi, musi wykaraskać się jakoś z opresji lub liczyć na osoby trzecie, które pomogą mu w wydostaniu się na wolność.
Ten film to podłej jakości „męczybuła”, której nie ratują ani kuso ubrane kobiety ani z rzadka pojawiający się goły cyc, bo całokształt jest wybitnie nużący i aż wierzyć mi się nie chce, że ktoś dobrowolnie wysiedział na tym do samego końca.
Myślałem, że Rogera Cormana, twórcę tego dzieła będzie stać na nieco więcej poza niestrawną papką, ale jednak się pomyliłem. Strata czasu.