W ramach cotygodniowych wspólnych seansów z GoroM, w zeszłym tygodniu obejrzeliśmy Piękną i rzeźnika. W sumie nie mieliśmy pojęcia o czy to jest film, ale gdzieś nam się obiło o uszy, że jest niezły. W jakiś sensie intrygujący był sam tytuł, choć serio nie wiedzieliśmy co nam zwiastuje. Szybko okazało się, co do tytułu, że utaj Standardowa Polska Szkoła Tłumaczeń imienia Wirującego Seksu wspięła się na wyżyny talentu, bo tytuł nawet zabawny, brzmi lepiej i jest bardziej trafiony niż, imho, oryginalne Freaky.
Bo o czym jest piękna i rzeźnik? Otóż film opowiada o tym, że nastolatka będąca celem seryjnego mordercy, przypadkowo …..o tym za chwilę. Otóż pewnym niewielkim miasteczku, grasuje morderca. A w małym miasteczku, jak to w małym miasteczku (oraz slasherach, zwłaszcza slasherach o małych m miasteczkach), jest szkoła do, której chodzi młodzież młoda (wiadomo) i piękna (jak w tytule). Wśród tej młodzieży, jak to w slasherach bywa, jest też dziewczyna, taka z tych bardziej nieśmiałych i mimo tytułowej piękności, raczej niepozornych. Do tego dziewczyna przechodzi trudny czas, ze względu na śmierć ojca, po której matka zaczęła topić smutki w butelce whisky. Dziewczyna ma dwójkę wiernych przyjaciół – przyjaciela geja oraz czarnoskórą przyjaciółkę. Podręcznikowy materiał na final girl, n’est-ce pas? Można by się zatem spodziewać, że nasza bohaterka spotka się z naszym mordercą na końcu filmu, po tym jak ten zabije już jej przyjaciół, matkę oraz nauczycieli z okolicznego miasteczka. Otóż nje! A nawet tak! Albo odwrotnie. Albo też: trochę tak, trochę nie, i oba nie do końca. Nasza protagonistka i antagonista spotkają się na koniec, ale po pierwsze, w nietypowej konfiguracji (o czym za chwile), a po drugie zanim to nastąpi w finałowym uścisku spotkają się….na samym początku. No więc nastolatka będąca celem seryjnego mordercy, przypadkowo zamienia się z nim ciałami i ma tylko dobę na odwrócenie tego. W tak zwanym międzyczasie trup nauczycieli faktycznie będzie się ścielił krwawo, ale za to wszyscy moi przyjaciele przeżyją.
Wbrew temu czego się obawiałem, okazało się to całkiem przyjemne kino. Nie wiem czy „dobre”, nie wiem czy „wciągające”, nie wiem czy „emocjonujące”, ale „przyjemne” to wyraz całkiem dobrze opisujący Piękną i Rzeźnika
Wydawać być się mogło, że dowcip w stylu „chłop za babę”, jest już trochę passe, co najmniej od czasów Pani Doubtfire i w ogóle zostawmy go już tylko polskim kabaretom, ale jeśli to polega na zamianie, przy użyciu antycznego azteckiego noża, duszy nastolatki z problemami z duszą psychopatycznego mordercy, to jest to całkiem inna para rzeźnickich noży i robi bardzo wesoło. A w ogóle, to nie jest w sumie przysłowiowe „chłop za babę”, tylko klasyczny komediowy wątek zamiany ciał, który tutaj przez wykorzystanie go w horrorze, nabiera świeżości, a przez świetne prowadzenie postaci i kilka naprawdę pomysłowych scen na tej bazie( np. wyznanie miłości wierszem, a potem pocałunek) nabiera aktualności, jak wątek queer, tak bardzo bliski mojemu lewackiemu serduszku.
W pewnym sensie, co do entourageu horrorwego, Piękna i rzeźnik robi się podwójnie meta, bo nie tylko wpada w odwrócony schemat hunter-prey, gdzie oprawca staje się w pewnym momencie uciekającą ofiarą, ale jakby odwraca go ponownie. Teoretycznie oprawca jest nadal oprawcą i próbuje realizować swoje oprawcze zamiary, ale no cóż, trochę stracił środki (potem okazuje się, że jednak pozornie). A nasza scream-queen czuje się to raz uciekającą ofiarą, a raz wręcz przeciwnie, kiedy odkrywa zalety posiadania ciała sporego osiłka. No jest to nawet źródłem sporej ilości zabawnych scen. Także wtedy, gdy morderca w ciele dziewczyny z kolei zaczyna odczuwać zalety tego stanu, co jest kolejny grypsem na tle schematów tradycyjnych slasherów. Okazuje się, że jak jesteś drobną scream queen i zaczniesz krzyczeć, to zjawi się sporo twoich obrońców i generalnie ogólnie nie musisz być tak bezbronna, jak w tych filmach, w którym mordercy idą szybciej niż ty biegniesz. A na końcu, gdy już dochodzi do finałowego showdownu, to przecież wiadomo teoretycznie kto kogo, ale no cóż, mamy tu zamienione ciała, wiec dla fanów slasherów jest to podwójnie zabawne, bo niby wiadomo kto kogo, ale przecież nie do końca, a poza tym nie można tego rozwiązać klasycznie.
Co temu filmowi tak naprawdę dobrze robi? No jest w nim jakaś taka lekkość, niczym sushi od Homera na tle sushi z Biedronki. Widać, że na planie wszyscy się dobrze bawili, jest naprawdę sporo gagów i w sumie są nawet pomysłowe. Najbardziej ujęła mnie chyba bijatyka w kuchni przy użyciu patelni. Duża w tym zasługa Kathryn Newton oraz Vince Vaughn w tytułowych rolach, ale przyjaciele głównej bohaterki niewiele im ustępują.
No i dodatkowy plus za bardzo pomysłowe sceny zabójstw, bo nawet nas ,którzy obejrzeli więcej horrorów niż jest książek w Bibliotece Kongresu USA, udało się zaskoczyć. Mamy tu pomysłową scenę z butelką, rakietą tenisową, jakimś ciekłym azotem, albo jakąś dziwną maszyną w sali technicznej , z typu tych co to stały w tych szkołach zawodowych, do których uczniowie podstawówek spędzani byli na jednodniowe praktyk tylko po to, żeby nauczyciele umierali z nerwów, kto co sobie utnie na obróbce skrawaniem. Dla fanów serialu Sukcesja mała ciekawostka: w Pięknej i rzeźniku bliskie spotkanie ostatniego stopnia z taką maszyną ma Alan Ruck, czyli „sukcesyjny” Connor Roy.
Spokojnie 7/10. zwłaszcza dla fanów lekkich, ale w sumie inteligentnych, bezpretensjonalnych komedio- post-horrorów.
GoroA