Może i jestem „lekko” uprzedzony co do większości organizacji religijnych, ale jakoś wizja zaprezentowana przez reżysera tego dzieła wybitnie pasowała do moich wyobrażeń o takich obozach.
Chłopiec z problemami psychicznymi jedzie na tytułowy obozik i nie ma co ukrywać, jest zadurzony w pewnej panience, która za gówniarza strzelała mu po plecach ze stanika… chociaż może było odwrotnie.
Tak czy inaczej lubią się, czują do siebie mięte i skorzy są do rozmawów sam na sam. Takie zagrywki nie podobają się naczelnemu Ubersturman-księdzu, który wyzywa młódkę od kurew i zabrania takich spotkań.
Ma on także tajemnicę, ponieważ pewien chłopak z podobnymi symptomami jak u głównego bohatera siedzi obecnie na oddziale dla czubków i zaprawdę powiadam wam, niewiele mu brakuje, by własnymi odchodami smarować wentylację.
Podczas śpiewania katolickich pieśni, grania w kato-tenisa oraz konkursów na najlepiej przystrojony ołtarz dochodzi do dziwacznych, demonicznych manifestacji oraz co gorsza, spółkowania młodziaków.
Nie ma w tej produkcji niczego strasznego, choć non stop, niczym dym z kadzidła w powietrzu unosi się mgiełka tajemnicy.
Nie wiem właściwie jak zakwalifikować ten film i chyba mi się to nie uda. W każdym razie, ogląda się go nieźle, choć nie spodziewajcie się jakichkolwiek spektakularnych akcji.