MEATCLEAVER MASSACRE
–
MASAKRA TASAKIEM DO MIĘSA
Jako, że mój dobry znajomy zasypiał na tym filmie co rusz, gdy w godzinach nocnych próbował zarzucić go sobie w oczodół, kierowany altruistyczno-masochistycznym podejściem postanowiłem ulżyć chłopakowi i również pod osłoną nocy wybawić go z opresji recenzując to filmidło.
Nie będę ściemniał, seans dłużył mi się niemiłosiernie, minęło 21 minut a tasaka wciąż brak. Jedyną ciekawostką był fakt, że doktorek, któremu nastukali włamywacze leży na szpitalnym wyrku. Ale spoko, nie takie rzeczy się widziało, czekam dalej.
29 minuta… ciągnie się to w nieskończoność. Włochaty czeski metal śni poronione sny o łapie macającej go w ciemności… fabuła wciąż leży na ziemi i kwili coś w niezrozumiałym dialekcie.
Wspomniałem, że w prologu występuje Christoper Lee, który nawija coś o okultystycznych obwarzankach? No to wspominam.
Około 36 minuty młodziaki, którzy nastukali doktorkowi popijają browca, próbują przelizać panienki i dyskutują o bezwładnym (paraliż) stanie swojej ofiary. Nuda targa bebechy.
44:34 – Psychiczna siła sparaliżowanego doktorka znajduje swe ujście materializując się w garażu swego oprawcy i bezlitośnie grzmoci go klapą od samochodu.
Kilka sekund przed 1:03 (czas projekcji, jakby ktoś pytał) następuje mord za pomocą projektora kinowego. Żeby było śmieszniej, delikwenta zabija sprzężenie w obwodach smażąc mu buźkę na popiół.
Po godzinie i trzynastu minutach paranormalna wersja doktorka miażdży łapami ostatniego z ocalałych. Ten jednak przeżywa i bawiąc się swoim wyrwanym okiem kończy w zakładzie dla obłąkanych.
Tuż po tym zdarzeniu następuje epilog, w którym po raz kolejny Christopher Lee użycza swego głosu, by podsumować bieżące wydarzenia… czy muszę mówić, że kilkuminutowe sceny z jego udziałem są jedynym plusem tego filmu?
Nie dziwie się, że mój znajomy co rusz padał w objęcia Morfeusza próbując przyswoić sobie tę produkcję. Jest kurewsko nudno i na recenzowane tu dzieło niesamowicie pizga chujem.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: