W wybitnie generycznym gatunku filmowym jakim jest kino grozy rzadko trafia się na filmy nietuzinkowe. Co nie znaczy, że takich nie ma. Doskonałym przykładem jest horror pod tytułem „Kuszenie Dawida” (w oryginale „The Leech” czyli pijawka), dzieło bez wątpienia nieszablonowe, przemyślane i sprytne w sposobie opowiadania historii oraz blyskotliwe w poincie. Wszystko to nie oznacza z automatu produkcji wybitnej, aczkolwiek wymienione cechy prawie zawsze czynią seans co najmniej wartościowym.
Historia ukazana w „The Leech” jest prosta. Opowiada ona o prostolinijnym i głęboko wierzącym księdzu Dawidzie, któremu jednak nie wiedzie się zbyt dobrze. Na msze przez niego prowadzone prawie nikt nie przychodzi, a bloga, którego prowadzi prawie nikt nie czyta. Do tego jest bardzo samotny. Jego jedynym towarzyszem jest niegdyś bezdomny chłopak, któremu ksiądz Dawid podał pomocną dłoń oferując pracę na plebani. Pewno dnia jednak samotne i monotonne życie bohatera ulega zmianie. Pod kościołem spotyka mężczyznę, który żali się, że dziewczyna wyrzuciła go z domu przez co nie ma gdzie się podziać. Głęboko wierzący w boże miłosierdzie Dawid postanawia przyjąć go pod swój dach, będąc święcie przekonanym, że spełnia boskie dzieło. Niestety Terry (tak nazywa się przybysz) to człowiek „bezbożny”- nadużywa gościnności, nic nie robiąc sobie z zasad, które ksiądz stara się zaprowadzić na plebani. A kiedy jeszcze sprowadza na nią swoją konkubinę, nawet cierpliwość kogoś tak naiwnego, tolerancyjnego i pobłażliwego jak David poddana zostaje próbie. Próbie, którą jak wierzy duchowny, sprowadza sam Bóg.
„Kuszenie Davida” co trzeba powiedzieć, nie jest stricte horrorem, bardziej kameralnym dramatem i thrillerem psychologicznym, z elementami smoliście czarnej komedii. Trzeba przyznać, że to mieszanka, którą ogląda się z dużym zaangażowaniem. Przyczynia się do tego między innymi co najmniej satysfakcjonujące aktorstwo, ale przede wszystkim fakt, że nic w tej na pozór nieskomplikowanej historii nie jest jednoznaczne. Nie ma tu pozytywnego bohatera a każdy ma swoje za uszami. Zarówno ksiądz David jak i Terry starają się jak mogą najlepiej próbując rozładować napiętą sytuację, ale żadne z nich nie jest w stanie przeskoczyć swojej natury. David pozostaje bezrefleksyjnym fanatykiem religijnym a David nieodpowiedzialnym i egoistycznym hedonistą. I choć wydawać by się mogło, że obaj mogą się od siebie czegoś nauczyć, bardziej prawdopodobnym jest, że starcie takich dwóch skrajnie odmiennych osobowości doprowadzi do czegoś drastycznego.
I tak się dzieje. Gdy sytuacja zaczyna eskalować i wymykać się spod kontroli, „Kuszenie Davida” z dramatu i czarnej komedii przemienia się najpierw w thriller a pod koniec całkiem w psychodeliczny horror. Rzeczywistość miesza się z majakami i nie wiadomo co jest prawdziwe. Czy bohaterowie oszaleli? Są opętani? A może to wszystko jest snem? Te pytania zadawać sobie może widz. Trzeba przyznać, że atmosfera pod sam koniec jest po prostu niesamowita. Gęsta, ciężka, przytłaczająca.
Najlepsze jest jednak zakończenie opowieści. Bardzo pomysłowe, błyskotliwe, inteligentnie pointujące historię oraz, co oczywiste, dosadne i na swój sposób szokujące.
Oczywiście „ The Leech” nie jest pozbawiony wad. Przede wszystkim, jak napisałem wcześniej, nie jest to typowy horror, mimo ciężkiego klimatu. Poza tym to kino mocno kameralne i minimalistyczne, skoncentrowane na dialogach, co sprawia, że próżno szukać tu czegokolwiek widowiskowego, więc pewnie nie każdemu przypadnie do gustu. Największym minusem jest jednak to, że niektóre zachowania postaci są tak naiwne lub tak przerysowane, że trudno je traktować poważnie. Można powiedzieć, że jest to element humorystyczny, ale z drugiej strony, mocno niewiarygodne sceny mogą sprawić, że widz przestanie wierzyć w opowieść, co w filmie, który ma być nastawiony na psychologię jest raczej niepożądane.
Mimo to „Kuszenie Dawida” jest dziełem bardzo dobrym i bez wątpienia godnym polecenia. To mocno angażująca, inteligentna i oryginalna mieszanka dramatu, thrillera i horroru z bardzo pomysłowym i satysfakcjonującym zakończeniem. A gdy jeszcze dodamy, że w filmie można dopatrzyć się przesłania, na przykład krytyki dogmatycznej i bezrefleksyjnej wiary a nawet satyry na państwo opiekuńcze, to seans „The Leech” można podsumować jednym słowem. Warto.
Ocena 8/10
autor recenzji: Goro M