Gwałt już w pierwszych kilku scenach!? Ouu jee! No dobra, może nie gwałt, bo finalnie został on brutalnie przerwany przez interwencję salowych, ale zapowiadało się fajnie. O czym ja to? A tak, chciałem jakoś sensownie zacząć tę recenzję.
Albert, kompletny czub i zwyrol, który za nic ma życie innych, próbował niegdyś zabić swą matkę, którą uważał za podłą kanalię, szumowinę i (cytując jego samego) ostatnią kurwę. Nie udało mu się jednak dokonać tego ohydnego aktu zbrodni, ponieważ został spałowany, wciśnięty we framugę, a następnie zamknięty w ośrodku dla psycholi.
Po uduszeniu lekarza nadzorującego progres jego leczenia (który jest zerowy) ucieka ze szpitala i zamierza zrobić z mamusi sziszkebaba! Chociaż sam pewnie jest weganinem, tak mu coś z oczu dziwnie patrzy.
W każdym razie, gdy wparowuje do domu matki, zastaje tam jej gosposię, którą zmusza do obnażenia się i tańca. Wszystko to jest ciekawe i interesujące (cycki), ale tuż po tej scenie, nawiązuje on kontakt z młodą dziewuszką, dzieckiem gosposi i wcale nie zamierza nabić jej na świecznik.
Zamiast tego bawią się w toreadorów, plotkują, pływają rowerkami wodnymi… boooring! Oboje zakochują się w sobie i biorą fikcyjny ślub, lecz psychol zaczyna interesować się także innymi panienkami, dla odmiany dorosłymi.
Mała blond paniusia przyłapuje swego nowego i zapewne pierwszego faceta na mordowaniu panienki łatwych obyczajów i z piskiem pantofli ucieka z miejsca zdarzenia. Albert rusza za nią w pogoń dzierżąc tasak, lecz nie wie, że podrostek posiada magiczne moce, dzięki którym potrafi wezwać na pomoc gigantyczne jednorożce.
Co do ostatniego zdania, poniosła mnie fantazja, ale mniej więcej tak to się wszystko ma. Pomimo fajnych pierwszych dwudziestu minut, reszta nie dała rady mnie zainteresować.
Policjanci, ścigający mordercę to tylko nic nie znaczące tło, a ważny jest jedynie emocjonalny związek Alberta z dziewuszką, który kończy się tragicznie.
Wynudziłem się. Znowu.