E TU VIVRAO NEL TERRORE! L’ALDILA
–
HOTEL SIEDMIU BRAM
Mam nadzieję, że docenicie moje poświęcenie i zaczniecie gromko klaskać, gdy zobaczycie jak ładnie przepisałem oryginalny tytuł tej produkcji! Na obiad zjadłem również wszystkie warzywa, więc brawa powinny być podwójne.
A tak na serio, wiele słyszałem o tym dziele, a przypomniał mi o nim dopiero kumpel z pracy, któremu to filmidło szczególnie zapadło w pamięć, gdy był jeszcze dzieckiem.
Jako, że lubię Fulciego, reżysera tej produkcji, jak i odpowiadają mi staroszkolne klimaty, bez większego ociągania zasiadłem przed 10 calowym monitorkiem (przyczyny techniczne, większy będzie niedługo) i dałem ponieść się opowieści.
Dawno, dawno temu, gdy ziemią rządziły dinozaury… no może trochę później, pewien człek oskarżany o czarnomagiczne sztukmistrzostwo został przybity do ściany i mówiąc językiem współczesnej młodzieży „zarył szpadlem o cmentarne glebiszcze”.
Wieki później, przypadkowo uwolniony przez namolnego hydraulika mag powstaje z martwych w miejscu, w którym dokonał żywota. Mianowicie w hotelu, który zbudowany został na jednej z siedmiu bram piekieł.
Nowa właścicielka potężnego chałupniczego wyrobu poznaje Emily, niewidomą blondi, która za cel życiowy obrała sobie przestrzeżenie nowej właścicielki przed tym, co czyha w okolicach. Jak się później okazuje, nikt nie zna Emily, a jej obecność w tym miejscu ma swój cel i przyczynę.
Tyle ludziska. Więcej nie będę zdradzał, bo jeśli chapniecie tę produkcję z pewnością wyłowicie z tego dużo więcej. Pomimo kilku dłużyzn naprawdę mi się podobało, ale trzeba lubić tego typu dzieła by dać się w nie w pełni wciągnąć.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: