Mijający rok obfitował w sporą liczbę tzw. horrorów roku. W związku z tym obfitował on także w sporą ilość internetowych dyskusji, zwanych potocznie (nie wiedzieć czemu) gównoburzami, na temat wspomnianych dzieł. A to, że Ciche miejsce jest ekstra, a to, że nie, bo właśnie do kitu, a to że Przebudzenie dusz zjada Ciche miejsce na śniadanie, a to że właśnie nie, bo jest przekombinowane, a to, że Hereditary to nie horror oraz przede wszystkim, że The nun k…wa!!!!. Ile kont na portalach społecznościowych, tyle zdań odrębnych (że użyję prawniczego określenia), ale niemalże w każdej z dyskusji z głupia frant pojawiała się opinia, że „Ej! Ale przecież Ghostland świetny!”. Częstotliwość tej pozytywnej opinii, niewielka liczba opinii odwrotnych, oraz fakt, że film ten nie był raczej zbyt reklamowany, to wszystko mnie zaciekawiło mocno. Na dodatek z różnych komentarzy trudno było ustalić jednoznacznie, z jakiego podgatunku to dzieło jest. Tytuł sugerował ghost story, komentarze na portalach podpowiadały, raz że mystery, innym razem coś o wiele bardziej brutalnego zaś kategoria na horroryonline.pl, że home invasion. Trudno mi sobie było wyobrazić, jak to można połączyć!
Tu powinienem opisać fabułę, ale nie za bardzo mogę, żeby za wiele nie zdradzić. W skrócie- dwie nastoletnie dziewczyny (jedna marząca o zostaniu pisarką), wraz z matką wprowadzają się do wielkiego odziedziczonego domu. Niestety już pierwszej nocy padają ofiarą brutalnej napaści bandy zwyrodnialców. Po latach dojrzała już pisarka, tworzy o tych wydarzeniach powieść. Niestety nie będzie to koniec koszmaru.
Ghost land faktycznie jest miszmaszem gatunkowym, ale nie tylko klocki, z których ułożono fabułę są fajne, najlepsze jest w jaki sposób to zrobiono. Historia przez pierwszych minut ma klimat ghost story faktycznie, żeby już po kilku chwilach przemienić się w hardkorowe home invasion spod znaku „nowej francuskiej fali” (Haute tension, Martyts, Frontiers itd), następnie zaś przemienia się w mystery, by znów po niedługim czasie uraczyć nas twistem, który w typowym mystery byłby pointą, zaś po tym częstując nas groteskowymi patentami niemal z torture porn. Dodatkowo fabułą biegnie dwutorowo i choć mega twist podany stosunkowo wcześnie teoretycznie odziera tajemnicę z tajemniczości, dzieje się tyle, a żonglowanie klimatami jest tak zręczne, że pewna zagadkowość utrzymuje się przez cały seans. Po prostu trudno przewidzieć, co zaraz się stanie i jak to wszystko się skończy. I mi to nieoczywiste i w zasadzie od czapy przetasowanie motywów i budowania narracji się podobało! Gdyby wszystko było „by the book” dostalibyśmy kolejne klimatyczne mystery, ale w sumie za zgranym końcowym motywem. A tak to dostaliśmy jazdę bez trzymanki, gdzie wszystkie klimaty są możliwe. I choć poszczególne składniki są znajome i standardowe, to połączenie ich w taki sposób stanowi niesamowicie frapującą kompozycję.
I jak podaną. Mamy nawiązania popkulturowe (Lovecraft!), mamy bezkompromisowość, mizoginistyczną brutalność i terror niekiedy bardziej psychiczny niż fizyczny (choć ten też w sporych dawkach), mamy obrzydliwość i wynaturzenia ludzkiej psychiki a wszystko to podane w cieszących oko dekoracjach.
Film oczywiście nie jest pozbawiony wad. W zasadzie jest to jeden z tych obrazów, po obejrzeniu których opada szczęka, ale po chłodnej analizie dochodzi się do wniosku, że nie jest aż tak wspaniale. Fabuła jest jednak trochę bałaganiarska, a obraz będący wszystkim po trochu, w gruncie rzeczy żadnego z motywów nie rozgrywa w pełni i żadnemu nie poświęca wystarczająco dużo czasu, nie zapewnia odpowiedniej jego ekspozycji, zwłaszcza, że film jest krótki. Najbardziej np może rozczarować niespełniona obietnica tajemnicy. Część elementów (szczególnie fabularny twist) zapowiada horror klimatyczny z umiejętnie budowaną atmosferą, a w gruncie rzeczy dostajemy… nową francuską falę z wszystkimi jej porypanymi, naturalistycznymi w swej obrzydliwości i sadyzmie klimatami (nie że by to był dla fanów horroru powód do narzekania).
Koniec końców Ghost land jest horrorem świetnym. Zgrane motywy zostały wymieszane tu tak, że i tak zaskoczą (chociaż przez nieoczywiste ich połączenie, film sam sobie odbiera możliwość pełnego ich wykorzystania), a dodatkowo dzieje się tyle i jest to pokazane tak, że obraz ogląda się z wypiekami na twarzy. Dodatkowe popkulturowe smaczki i nowofalowa francuska bezkompromisowość jeszcze dodają uroku. Ghost land jest, jak to się mówi w żargonie karcianym „jack of all trades” i mimo, że w żadnym aspekcie nie jest idealny, w całości jest „kartą”, która może konkurować o miano horroru roku.
PS. Ocena dziewięć wydaje mi się nieco zawyżona, za to osiem za niska. Daje osiem, ale podkreślam, że to osiem z ogromnym plusem.