Rok 2024 to bardzo dobry rok dla kina grozy. Gdy piszę te słowa jest sierpień a już wyszło kilka filmów, które ocierają się o doskonałość i już widać, że walka o tytuł horroru roku będzie zażarta. Jednym z kandydatów do tego tytułu wydaje się być południowo koreański horror Exhuma. Już pierwsze entuzjastyczne recenzje porównujące ów obraz do „Lamentu” narobiły mi apetytu na seans. O „Lamencie” wystarczy, że powiem, iż gdyby ktoś na pewniaka stwierdził, że to najlepszy horror jaki kiedykolwiek powstał, to nawet bym z nim nie dyskutował. A „Exhuma” miała być niemalże na tym samym poziomie. Mega wysoko postawiona poprzeczka.
Fabuła filmu, jak to zwykle bywa w południokoreańśkim kinie grozy to mieszanka dramatu i horroru, odwołująca się do lokalnego folkloru i wierzeń, zawierająca w sobie motyw zemsty oraz nawiązująca do trudnej historii kraju, w którym obraz powstał. Opowiada ona historię szamanów i mistrzów koreańskiego feng shui, którzy parają się między innymi znajdowaniem jak najlepszych pod względem duchowo mistycznym miejsc na groby, które muszą ulec przeniesieniu. Taka profesja rzeczywiście w Korei istnieje i nawet na planie filmu ponoć był szaman, który miał dopilnować, żeby cały proces filmowania był zgodny z Feng shui i nie uraził duchów. Ale to dygresja. A co do historii to jak łatwo się domyślić, przyjęcie jednego ze zleceń okaże się być fatalne w skutkach. Grób przeznaczony do przeniesienia nie okaże się zwykłym miejscem pochówku, nic w nim nie będzie tak jak być powinno a gdy okaże się, że jest on obarczony rodzinną klątwą i nawiedzany przez mściwego ducha, to będzie to zaledwie wierzchołek góry lodowej i początek zagmatwanej mrocznej opowieści sięgającej głęboko do przeszłości Korei i jej stosunków z odwiecznym wrogiem- Japonią.
Opowieść serwowana w Exhumie jest wielowątkowa, rozbudowana, skomplikowana, pełna zwrotów akcji, i mimo, że film trwa ponad dwie godziny, to absolutnie nudzić się na nim nie da. Pierwsza godzina jawi się jako przerażający, ale klasyczny revenege ghost story, po czym dostajemy coś na kształt monster movie, ale z czasem, gdy kolejne wątki się rozwijają a tajemnice wychodzą na jaw, otrzymujemy mieszankę jedyną w swoim rodzaju. Precyzyjnie rozpisaną, wielowymiarową historię, będącą jednocześnie lekcją mrocznego i pięknego koreńśkiego folkloru, osobistą opowieścią o klątwie rodzinnej i traktatem społecznym o traumie wojennej wpływającej na całe społeczeństwa.
Muszę przyznać, że z tak doskonale napisanym, przemyślanym i precyzyjnym scenariuszem nie miałem do czynienia już dawno. A może nie miałem nigdy. Nie ma on żadnego fałszywego tonu, żadnego niepotrzebnego wątku, żadnego motywu, który mógłby budzić jakiekolwiek mieszane uczucia i rodzić wątpliwości. Już sam punkt wyjścia jest niesamowicie fascynujący a to tylko przygrywka. Im dalej w las, tym robi się z jednej strony bardziej skomplikowanie, ale z drugiej również bardziej fascynująco i wielowarstwowo. A sam finał pięknie spina historię w całość. Majstersztyk po prostu. O innych zaletach „Exhumy” takich jak wysoki poziom realizacyjny i wspaniałe aktorstwo nie muszę nawet wspominać, bo w przypadku kina koreańskiego to oczywistość.
Jeśli miałbym przyczepić się do czegokolwiek, to na siłę mógłbym wspomnieć, że „Exhuma” jest jednak obrazem ciut hermetycznym. Mimo, że twórcy starają się np poprzez odpowiednio rozpisane dialogi (choćby np. o feng shui) ułatwić odbiorcy zrozumienie historii to ilość symboli egzotycznych dla zachodniego odbiorcy (a zapewne oczywistych dla odbiorcy koreańskiego) jest tak wielka, że trudno to wszystko ogarnąć. Zaprawdę „Exhuma” nie jest filmem do jednorazowego obejrzenia. Ale powtórzę to jeszcze raz- opowieść nie jest sztucznie komplikowana, wszystko ma seans i nie ma absolutnie żadnych wątków, które byłby w jakimkolwiek stopniu „naciągane”. Jednym słowem- historia opowiedziana w „Exhumie” jest wybitna. A także głęboka i przerażająca. Jest być może w bardzo niewielkim stopniu gorsza od tej z „Lamentu”, bo zakończenie w swej wymowie nie jest aż tak przytłaczające i rozbijające na kawałki.
Ocena, na jaką zasługuje „Exhuma” może być tylko jedna. Jest to oczywiście 10/10. Ale muszę wspomnieć też, że zaraz po seansie takiej oceny bym nie wystawił. Film mi się bardzo podobał, ale czułem się zagubiony i miałem wrażenie, że to wina pewnego bałaganu w sposobie opowiadania. Ale nic z tych rzeczy. Przeanalizowałem fabułę na spokojnie, doczytałem co nie co o koreańskim folklorze i historii i doszedłem do wniosku, że „Exhuma” oferuje opowieść wybitną. Wielowarstwową, przerażającą, zaskakującą i głęboką w wymowie. Idealnie przemyślaną. Bezbłędną.
PS. Nie wiem czy to będzie horror roku, bo do końca 2024 jeszcze sporo czasu a już dostaliśmy kilka filmów, które oceniam na 10/10, ale to dla mnie jeden z faworytów. Nie wyobrażam sobie, żeby nie był co najmniej na podium.
ocena: 10/10
autor: GoroM