THE DAY THE EARTH STOPPED
–
DZIEŃ, W KTÓRYM ZIEMIA ZAMARŁA
Gdy Hollywood wyprodukowało film pod tytułem „Dzień, w którym zatrzymała się ziemia” w którym pałętał się Keanu Reeves, pewnym było, że wytwórnia Asylum prędzej zajmie się produkcją prezerwatyw, niż przepuści okazję na zaprezentowanie widowni własnego, tandetnego pseudo remake’u.
Gdy w naszej atmosferze ląduje kilka ogromnych robotów, rząd postanawia wziąć sprawę w swoje ręce i przeprowadzając akcje pod kryptonimem „maseczusets” łapie dwójkę obcych.
Kosmici nie posiadają jednak czułków w dziwacznych miejscach ani żadnych innych ciekawych wypustek, ponieważ wyglądają dokładnie tak jak ludzie, z tym, że potrafią czytać w myślach i oszałamiać przeciwników wiedźmińskim znakiem psychokinetycznym.
Jeden z żołnierzy, który przesłuchuje obcego zostaje wybrany przez pozaziemską, cycatą kobitkę by przekonał ją, że ludzkość warta jest przetrwania.
Jeśli do zachodu słońca nie zdoła przekabacić jej na naszą stronę, sprowadzi ona na ziemię kataklizm czy inne badziewie, które spowoduje wymarcie rasy ludzkiej.
Miałem wrażenie, że czeka mnie półtorej godziny dziwacznych pomysłów, kalekich efektów specjalnych i kilka setek półnagich statystek majtających tyłkami na plaży.
Zamiast tego mamy ciekawą, acz nieskomplikowaną fabułę, kilka skromnych, nie najgorszej jakości efektów CGI oraz scenariusz nie prezentujący nam żadnych głupich akcji czy pogaduch o wpływie zorzy polarnej na miesiączkowanie pingwinów.
Jestem zaskoczony i to bardzo pozytywnie.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: