No i dalej w naszym tempie ogarniamy „horrory roku”. Niedawno wreszcie obejrzeliśmy „Dziedzictwo” i mamy już prawie wszystko nadrobione. Oprócz recenzji. Tak więc je też nadrabiamy. Tym razem ocenimy „Ciche miejsce”. Obraz ten był oczywiście reklamowany jako „horror roku” i biorąc pod uwagę jego odbiór, jest mocnym pretendentem do tytułu. Czy według nas też? O tym za chwilę, najpierw standardowo- skrót fabuły.
Już od samego początku widz wrzucony zostaje do post apokaliptycznego świata i zaznajamia się z rodziną, która w tym świecie walczy o przetrwanie. Nie wiadomo, co spowodowało katastrofę, jakie spustoszenie poczyniła na ziemi, w zasadzie nie wiadomo prawie nic. Jasne jest tylko jedno, świat zamieszkują straszne, okrutne, śmiercionośne, bezlitosne potwory, które reagują na najcichszy dźwięk. Jeden odgłos i jesteś trup. W takiej sytuacji musi radzić sobie ukazana w filmie sympatyczna rodzina.
Jak widać po opisie (i o czym bardzo szybko dowiedzieć się można było choćby z trailera), pomysł na budowanie napięcia i wywołanie grozy jest bardzo prosty, a jednocześnie (w teorii) genialny i kapitalny. I faktycznie się sprawdza. Co tu dużo mówić, obraz trzyma w napięciu i przykuwa do fotela przez cały czas. Mimo, że film nie jest krótki, seans mija jak z bicza strzelił. Rzeczywistość w jakiej muszą funkcjonować bohaterowie i sposoby jakimi sobie z ciężką sytuacją radzą zaciekawia, jest w tym coś świeżego. No i że bohaterami obrazu uczyniono przeciętną kochającą się rodzinę, której naprawdę się kibicuje, zwiększa jeszcze bardziej napięcie, które w pewnych momentach naprawdę sięga zenitu, wystawiając nerwy widza na próbę. W końcówce mamy nawet ckliwe i wzruszające zagrywki, które można uznać nawet za lekko kiczowate, gdyby nie to, że przy takiej dawce grozy i napięcia, doskonale się sprawdzają. Do tego dochodzi fajny design potworów, choć widać, że to CGI.
Czyli co? Horror roku? „I kinda doubt that” jak powiedział Seth Geko pewnej pamiętnej nocy w barze Titty Twister. Już wyjaśniam dlaczego. Moim subiektywnym zdaniem, jest parę rzeczy, które można Cichemu miejscu zarzucić. Po pierwsze, choć napisałem, że momentami czuć świeżość rozwiązań, to w gruncie rzeczy główny patent na straszenie nie jest niczym nowym a w zasadzie jest stary jak sam horror. To ten sam sposób wywoływania napięcia, który ogląda się np w wielu slasherach, gzie ofiara chowa się pod łóżkiem przed mordercą i stara się nie wydać dźwięku lub generalnie próbuje przemykać pod domu, gdzie próbuje wyśledzić ją morderca. W Cichym miejscu domem jest cały świat a patent jest rozciągnięty na cały film. Ale jak mówiłem, poprzez rozbudowanie i przetworzenie go z wyobraźnią naprawdę potrafi napędzić stracha. Aha, na niekorzyść filmu przemawia jeszcze to, że prawie bliźniaczy motyw można było obejrzeć w kapitalnym (i wciąż nowym) thrillerze „Nie oddychaj”, który dodatkowo miał fajne smaczki, ciekawe niuanse, dwuznaczność przekazu i interesująco przestawionego szwarccharatkera.
Drugą rzeczą, która nie podeszła mi w Quiet place, jest właśnie brak pewnych smaczków, detali, zaskoczeń i w zasadzie… w ogóle historii. Jak wspomniałem we wstępie, fabuła wrzuca nas w sam środek krajobrazu po apokalipsie, nie wyjaśniając skali tragedii ani przyczyny, nie oferując żadnych retrospekcji poszerzających wiedzę o świecie przedstawionym i nawet w otwartym zakończeniu (które samo w sobie jest dobre i pasujące do kontekstu filmu) nie oferując żadnych odpowiedzi. Oczywiście jest to wszystko celowym zabiegiem, które mam zintensyfikować emocje towarzyszące przypatrywaniu się walce rodziny z niegościnnym światem i nie odwracającym uwagi zbędnymi (w założeniu) wątkami. Tylko, że ja osobiście (a pewnie wielu innych fanów horroru) ceni w kinie grozy interesującą, rozbudowaną i zaskakującą historię, Horror daje być może większe niż jakiekolwiek inny gatunek filmowy możliwości tworzenia rozbudowanych i zaskakujących fabularnie a nieraz i epickich opowieści. Takich opowieści, które rozwijają się w trakcie trwania seansu, są wielopiętrowe, wielowątkowe i skłaniające do ich zgłębienia. W Cichym miejscu główne założenie fabularne przestawione jest już w trailerach (i nawet tytule) i choć potrafi przestraszyć i przykuć do ekranu, nie jest w stanie zaciekawić samą historią. Bo jej tak naprawdę za wiele nie ma (co dla mnie, który darze miłością bezgraniczną Sandmana Neila Gaimana jest wadą bardzo dużą.)
Podsumowując- Ciche miejsce jest filmem bardzo udanym. A raczej słuszniejsze będzie stwierdzenie, że seans Cichego miejsca jest seansem bardzo udanym. Film nie nudzi, trzyma w napięciu, straszy, wzrusza a czas z nim spędzony mija bardzo szybko. Tyle tylko, że po seansie, szybko się też o nim zapomina, Obraz nie skłania do tego by powrócić do niego myślami, zatęsknić do jeszcze jednego obejrzenia, zachwycić się rozwiązaniami fabularnymi i pomysłami, które mogłyby zaskoczyć. Oczywiście patent na straszenie jest pomysłowy, ale w gruncie rzeczy nie jest tak nowy, jaki próbuje udawać, a wszystkie karty odkryte zostały już w trailerze, w trakcie seansu nie dostajemy niczego, na co nie byliśmy przed odpaleniem filmu gotowi. Czy przyjemny, trzymający w napięciu i potrafiący przestraszyć oraz wzruszyć seans, to wystarczające zalety, by okrzyknąć Ciche miejsce horrorem roku? Nie wiem. Jeszcze parę filmów do obejrzenia przez nami. Między innymi The Nun.
A Ciche miejsce oczywiście polecamy.