DEAD WALKERS: RISE OF THE 4TH REICH
–
CHODZĄCE TRUPY: POWSTANIE IV RZESZY
Na świętego leminga… w tym filmie użyto chyba każdego możliwego wizualnego efektu, który miał stworzyć aurę zajebistości począwszy od 324 filtrów zmieniających korekcję obrazu, po nic nie znaczące, wkurwiające cyfrowe ikonki.
Wszystkie te zabiegi miały na celu jedno. Próbę zamaskowania faktu, że jest to niskobudżetowa, wykonana w chałupniczych warunkach bździna.
Spoko czoko, widziałem wiele gorszych, więc nie będę się jakoś szczególnie wyżywał na tym konkretnym aspekcie, zamiast tego ponarzekam na fabułę, ok?
Głównym bohaterem jest wykwalifikowany żołnierz, który siedząc w odosobnieniu opowiada pewnemu doktorowi jak zinfiltrował bazę, w której Trzecia Rzesza postanowiła wzorem naszej Rzeczpospolitej przemianować się na nową, lepszą wersję. Co prawda tylko z nazwy, ale jednak.
Tam zwykli ludzie torturowani są przez aryjskie kocice, które nasz dzielny wojak anihiluje. Wkrótce jednak zostaje złapany, następnie wydostaje się, by po raz kolejny dostać srogi wpieprz od nazistów i powtórnie zostać uwięzionym…
Na miejscu, podczas licznych przesłuchań, klapsów sprzedawanych stylem „odlewnym” i innych takich dowiaduje się, że całym tym grajdołkiem buja nieumarły SS-man, który wygląda jak z gardła wyjęty.
Finalnie, nasz bohater zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest do końca zrównoważony psychicznie i dręczony przez chore wizje decyduje się na wprowadzenie w działanie czynów ostatecznych.
Tia… to by było na tyle. Filmidło jest nudne, bohaterowie płascy i absolutnie szczerze powiem, że dzieło to nie posiada ani jednej rzeczy, który przyciągnęłaby do monitora zwykłego zjadacza smalcu. Finito.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: