„Połknie więcej niż twoją duszę”. Tak brzmi jedno z haseł promocyjnych do tego filmu i przyznam, że wiele sobie po nim obiecywałem… w pewnym sensie znaczy.
W każdym razie, już w pierwszych minutach filmu mamy do czynienia z potwornym mordem! Aż poczułem się zgorszony gdy to zobaczyłem. Pewien waligóra postanowił wparować na imprezę z okazji Helloween i obrobić bawiących się miło i grzecznie uczestników imprezy.
Niestety, trafiła kosa na kamień, ponieważ prawie natychmiast został obezwładniony przez tajemnicza postać w czerni, a jego kark trzasnął niczym łamana gałązka.
(„Livin’ la Vida Loca” w wersji Death Metalowej)
To jednak nie koniec ohydnych i potwornych zbrodni. Grupka panienek podczas gry w rozbieranego pokera (plusik za cycki) zostaje zaskoczona przez dziwaczną istotę i jak się zapewne domyślacie, policja musi zająć się dziwacznymi zgonami mieszkańców.
Pączkożerni stróże prawa łączą siły z kobitką, posiadającą zdolności parapsychiczne. To jednak nie wszystko! Jej przodkowie od wieków polowali na skośnooką wampirzycę, której ciekawą cechą są zęby. Nie wyglądają jak u stereotypowego wampira, lecz przypominają raczej dwa Tic-Taci potraktowane pilnikiem do paznokci.
Dawnymi czasy, nieumarła kobitka przeklęła ród Van Helsinga, z którym (facetem, nie rodem) wywijała dzikie pląsy w łóżku, a dokonała tego wydzierając mu oko i wtapiając je w swojego cycka.
(„Mam na ciebie oko, kundlu”)
Dzięki temu zabiegowi biedny facet widział, jak potworzyca morduje członków jego rodziny. O co poszło? O to, że korzystając z ubikacji, młodzian notorycznie zapominał spuścić wodę, co doprowadziło do przykrych incydentów z sąsiadami, którzy korzystali z tego samego wychodka.
Jaja sobie robię, poszło oczywiście o niespełnioną miłość!
(Węże-penisy. I to jak animowane!)
Wojna trwa od wielu pokoleń, a ryżożerny trup wcale nie zamierza umierać, a do tego odporna jest na drewniane kołki. Nie jest to spacer po parku, tak więc krewniaczka łowcy wampirów musi przyzwać na pomoc swych przodków, tworząc przy tym różowe kółeczka wyglądające jak… sami wiecie co jest różowe i okrągłe.
Nie liczyłem na dobrą grę aktorską, ciekawą fabułę ani choćby przeciętne efekty specjalne, ale wyszło to jeszcze gorzej niż się spodziewałem.
(Efekty specjalne robione w Paincie)
To jakaś wielka, pisana na kolanie wampiryczna kaszanka, którą wstydziłbym się puścić nawet totalnie nawalonym ludziom na pokazie filmowym. Szczerze mówiąc, wolałbym trzy razy z rzędu zapuścić sobie w oczodół „Jak rozczłonkowałem mamę„, niż po raz kolejny tracić czas przy tym zakalcu.