Coś mi we łbie świta, że jedynym filmem w klimatach horror westernu, jaki wylądował kiedykolwiek na blogu był bardzo fajny i klimatyczny „The Burrowers„, w którym tytułowe „grzebacze” polowały na ludzi w świetle księżyca.
Tutaj nie ma przerażających poczwar czających się w mroku, lecz „jedynie” niewielkie plemię kanibali, którzy swą zręcznością, zajadłością i sadyzmem potrafiliby zawstydzić niejedną ekipę zabójców.
Do konfliktu między kowbojami a troglodytami, jak określił ich pewien zaprzyjaźniony z poganiaczami bydła Indianin doszło w spokojnym miasteczku, w którym miejscowy szeryf uwielbiał strzelać nieznajomym po nogach. Taki już facet miał zwyczaj.
Gdy pani doktor i zastępca szeryfa nocą babrali się nad postrzeloną girą włóczęgi okazało się, że gdy nastał ranek wszyscy zniknęli w tajemniczych okolicznościach. Dzięki bezbłędnej dedukcji szeryfa i pomocy wspomnianego przeze mnie czerwonoskórego dzielna ekipa wyrusza śladami posępnego plemienia, w którym jak wieść niesie gwałci się i oślepia własne matki. Miodzio.
Pozytywnymi bohaterami są:
- a) brodaty pan szeryf
- b) profesjonalny, cwaniakowaty zabójca Indian
- c) podstarzały, sypiący żarcikami zastępca
- d) mąż porwanej, który przez cały film kuśtyka z nogą w łupkach
Co bardzo ciekawe, kiedy widz spodziewa się, że rozwój sytuacji w pewnych momentach będzie postępował wedle utartych, kinowych schematów, okazuje się, że jest to gówno prawda. Reżyser i scenarzysta w jednym, choć stworzył pełnowymiarowe postaci z krwi i kości, to na szczęście nie zrobił z nich superbohaterów.
Prześladuje ich pech, niektórym nie jest mimo ich własnych zapowiedzi, dane zginąć spektakularną, męczeńską śmiercią, a wróg jest o dziwo znacznie potężniejszy od tych, którym kibicujemy.
Co ja wam będę gadał, chociaż film trwa ponad dwie godziny, to doskonale widać, że żadna scena nie jest tu zbędna, a reżyser (to jego drugi w życiu film…) koniecznie chciał zaprezentować widzom swoją nienaruszoną przez producentów wersję.
Jest tu sporo humoru, niekiedy nawet czarnego, a gdy już dochodzi do spotkania z troglodytami, bywa naprawdę krwawo. Więcej takich westernów proszę.
Jeden komentarz
No, no… przekonałeś mnie. Wiele już takich dziwacznych westernów widziałem i to faktycznie sztuka robić wariacje z tym gatunkiem 🙂