„Bone Lake”, który mieliśmy możliwość obejrzeć dzięki uprzejmości BEST FILM, to film, który „na papierze” (czyli w trailerze i w opisie), nie zapowiada nic nadzwyczajnego. Na pozór to historia, jakich w kinie grozy wiele- znajomy setting, typowa aż do bólu sytuacja, która zacząwszy się od niewinnej pomyłki, z czasem przemieni się w pandemonium krwi i mordu i jako tak nie będzie w stanie dostarczyć widzowi wyjątkowych wrażeń. Ustosunkowując się do tego pierwszego wrażenia, mógłbym zacytować Piotra Abelarda i powiedzieć- „jest tak i tak nie jest”. Czy „Bone Lake” jest w ogólnym zarysie dość archetypową historią? Jak najbardziej. A czy przez ten fakt film mówiąc kolokwialnie „nie dowozi”. Nie! Dowozi. I to naprawdę solidnie. Bo jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach.
Fabuła, cytując opis dystrybutora, prezentuje się następująco: dwie pary – Sage (Maddie Hasson) i Diego (Marco Pigossi) oraz Will (Alex Roe) i Cin (Andra Nechita) – przypadkowo rezerwują ten sam domek nad jeziorem. Początkowo sytuacja wydaje się tylko niezręczna, ale w miarę jak bohaterowie zaczynają się poznawać, napięcie seksualne, nieufność i skrywane pragnienia prowadzą do nieodwracalnych konsekwencji a „wymarzony urlop” szybko przemienia się w krwawy labirynt kłamstw, manipulacji i pożądania, prowokując krwawą walkę o przetrwanie.
Już po samym opisie widać, że fabuła składa się z dwóch części (i skojarzyła mi się z kapitalnym „Bloody Reunion’): części psychologicznej i części slasherowej. Obie zrobione są tak, że ogląda się je nie tylko z przyjemnością, ale momentami z tzw. „wypiekami”, do tego „siedząc jak na szpilkach”.
Cześć psychologiczna stanowiące trochę ponad połowę filmu działa naprawdę dobrze i mimo oczywistych głupotek angażuje na 100 procent. Dzieje się tak dla tego, że bardzo sprytnie eksploatuje lęki każdego, kto był w jakimkolwiek związku.”Bone Lake” w tym aspekcie porusza naprawdę czułe struny i nietrudno się zaangażować, rozumiejąc, jakie rozterki przeżywają bohaterowie. Na dodatek sytuacja z każdą chwilą gmatwa się coraz bardziej i to w sposób, którego byśmy się nie spodziewali. Nie jest to więc typowe: „od spijania sobie z dziubków” do „teraz to będzie na noże”. Okoliczności, w których znaleźli się bohaterowie są dwuznaczne i trudno przewidzieć, jak ten cały galimatias się dalej potoczy. Historia ma przy tym pewien vibe tajemnicy, którą, trzeba to powiedzieć, dość szybko można rozgryć, ale jednak do pewnego momentu zagadkowość się utrzymuje. Dobre i to.
No a potem następują dwa twisty. Pierwszy, bardzo oczywisty, a drugi już nie. Ale co z tego, skoro drugi został w ogóle nie wykorzystany, choć moim skromnym zdaniem otwierał wiele możliwości do jeszcze mocniejszego podkręcenia psychodramy. No ale zamiast tego docieramy do aktu drugiego. Czyli masakry.
No…. tutaj to już w ogóle dostajemy wszystko, to co znamy. Ganianie się po domu z licznymi głupotami (typu czemu nie dobiłem tej rannej przewróconej osoby, albo czemu nie zabrałem tego noża), wartką akcją i dużą ilością posoki. Na swój sposób ta część też nie zawodzi, albowiem jest dynamicznie, krwawo i brutalnie, a przez fakt, że pierwsza część filmu bardzo umiejętnie podbudowała napięcie i pozwoliła nam się utożsamić z bohaterami, także bardzo angażujące. No i samo zakończenie satysfakcjonuje.
W pełnym rozkoszowaniu się seansem „Bone Lake” przeszkadza spora ilość głupotek, które nie rażą tylko wtedy, gdy naprawdę jest się w stanie zawiesić niewiarę powyżej standardowego poziomu a także, przede wszystkim momentami zbyt przerysowane aktorstwo. Jedna z par szarżuje tak, że cringe wylewa się z ekranu a czytelność intencji staje się zbyt jasna. W tych momentach całe napięcie szlag trafia.
Mimo wspominanych wad, oglądając „Bone Lake” bawiłem się wyśmienicie. Jest to kino wybitnie rozrywkowe, bez pretensji do bycia czymś więcej niż angażującym seansem. Dla mnie to taki cassus „Abigial”, który będąc typowym popocorniakiem, znalazł się u mnie w topce roku 2024, bo był angażującą rozrywką w stanie czystym i miłą odmianą od tych wszystkich elevated horrorów (które kocham, ale ile można!?). Trzeba przy tym dodać, że mimo iż „Bone Lake” to też taki typowy popcorniak, to udaje się mu także przemycić parę ciekawych spostrzeżeń na tematy damsko męskie i w angażujący sposób zagrać na związanych z nimi lękach. I choć wszystko to jest grubo ciosane, nie znaczy że nie jest prawdziwe. Otóż jest. I dlatego działa.
ocena 8/10
autor: GoroM

