PARANORMAL ACTIVITY 2 Postawmy sprawę jasno. Moja narzeczona cholernie nienawidzi oglądać horrorów, gdy ja wałęsam się po mieście lub pracuję. Gdy jest sama w domu i podczas seansu garnki „przypadkowo” rozpieprzają się w środku nocy o podłogę, koty nawalają szpagaty, a sąsiedzi zamiast spać urządzają gromkie i zarazem wyuzdane tańce na półpiętrze, kobita jest po prostu przerażona. Dwa dni temu postanowiłem pójść za ciosem i wraz z moją lubą zarzucić sobie sequel filmu, w którego recenzje właśnie wlepiacie gały… chociaż właściwie to po części prequel, ale o tym przeczytacie po reklamach. Przenieśmy się do przeszłości i to wcale nie…
Autor: NaTrzeźwoNieWarto
PARANORMAL ACTIVITY Musze się wam przyznać, że podchodziłem do tego filmu jak pies do jeża. Przy każdej próbie kliknięcia na przycisk „Play” ręka zawisała mi w powietrzu, pociłem się nerwowo drepcząc wokół komputera, a w końcu i tak kończyło się na tym, że leżałem na łóżku pogryzając kabanosy. Co to były za emocje! Po bardzo długim czasie stwierdziłem jednak, że dłużej nie wypada zwlekać i czas najwyższy zebrać w sobie całą odwagę potrzebną do przetrwania tego, miałoby się zdawać „gówna”. Dlaczego tak brzydko wyrażam się o tym filmie? Ponieważ oglądając cholernych „Tropicieli mogił” wynudziłem się jak diabli, a mój…
ABRAHAM LINCOLN VS ZOMBIES – ABRAHAM LINCOLN VS ZOMBIE Sławni ludzie często zaczynali swe kariery bardzo niepozornie. Żeby nie być gołosłownym wymienię dla przykładu Michaela Jacksona, który nim stał się sławnym piosenkarzem zawodowo ujeżdżał bydło. Jest także Keanu Reeves, sławny aktor, który początkowo zajmował się nauczaniem biologii w szkole dla opóźnionych. Lecąc dalej z tymi przykładami trafiamy w końcu na pana Lincolna, pieszczotliwie nazywanego (tylko przez prostytutki) „Abe”. Facet zaczął jako prosty i nieskomplikowany prezydent, który nie zasłynął niczym szczególnym, a skończył jako pogromca hord zombie! Pewnego dnia, pomiędzy popołudniową herbatką a wieczornym turniejem na automatach do Abrahama wparowuje…
DRAGONBALL: EVOLUTION – DRAGONBALL: EWOLUCJA Dawno temu, gdy byłem trochę wyższy od potężnie wyrośniętego karła miałem zwyczaj siadać z braćmi i mamą przy stole oraz haratać w połączenie „Remika” i „66” zwane „3-5-8″… taka mała rodzinna tradycja, wiecie. Tak się też składało, że zawsze podczas gry RTL 7 zapuszczał widzom anime „Dragonball”, które moi bracia uwielbiali. Ja natomiast miałem mieszane uczucia, choć podczas naszych karcianych sesji zdążyłem zobaczyć pewnie ze 20 odcinków. Co ciekawe, gdy wczorajszej nocy włączyłem sobie recenzowany tu film zszokowało mnie, jak bardzo odbiega on od tego co prezentowane zostało w anime. To tak, jakby zrobić…
TURBO KID Ludziska niesamowicie jarali się trailerami do tego pełnometrażowego dzieła, które prócz klimatów rodem z VHS miało także obfitować w … uwaga, werble… sceny Gore, z prawdziwego zdarzenia. I trzeba tutaj jasno stwierdzić, że tych dwóch rzeczy jest w filmie całkiem sporo. Szkoda tylko, że choć całokształt jest zacny i gra tu nawet Michael Ironside, to po seansie spotkał mnie lekki zawód, nie płakałem, nie brało mnie na szlochy, ale wybitnie brakuje tu przysłowiowego ananasa na rustykalnym stole. Jeśli nie kumacie przenośni to nie szkodzi, ja sam średnio wiem co piszę, ale o tym wspomnę wam później. Pewien…
THE KEEP – TWIERDZA Książkę o tym samym tytule czytałem w czasach, gdy na myśl o samotnym seansie „Martwego zła” czy „Predatora” oblewałem się zimnym potem i jąkałem się jeszcze bardziej niż w chwili obecnej, co samo w sobie jest dosyć przerażającą rzeczą. Słyszałem wiele niezbyt przychylnych opinii o tym dziele, więc niespecjalnie nastawiałem się na miłe wrażenia i jak się okazało, ludzie którzy psioczyli na tę ekranizację mieli racje, choć nie było to nawet w połowie tak gówniane jak dajmy na to… nie wiem… „Wiedźma Hip hopu” ?? Przedstawiona jest tutaj historia w której pierwsze skrzypce gra pewien…
DARK PRINCE: THE TRUE STORY OF DRACULA – KSIĄŻE CIEMNOŚCI: PRAWDZIWA HISTORIA DRACULI Kojarzycie Rudolfa Martina? Ja muszę przyznać, że widziałem go może w trzech filmach (między innymi w produkcji o Hienołakach) i choć aktorem wybitnym z pewnością nie jest, to do grania ponurych i niesympatycznych gości nadaje się bardzo dobrze. Znam ten film od dawna i lubię go sobie co roczek, dwa odświeżyć, bo ma on jedną niezaprzeczalną zaletę: jest po prostu cholernie przyjemny i nie popada w efekciarstwo… to dwie zalety… ale jest ich więcej! Jak sami mogliście się domyślić po tytule, przedstawione są tu perypetie…
IN THE MOUTH OF MADNESS – W PASZCZY SZALEŃSTWA Jak ja lubię Lovecraftowe klimaty! Im więcej perełek znajduję, tym bardziej się jaram, a że poziom produkcji bazujących na dorobku tego pisarza jest bardzo różny to już inna sprawa. Na szczęście dzieło Johna Carpentera jest doprawdy kozackie i ogląda się to jednym tchem. Pewien cwaniakowaty gryzipiórek, który na co dzień zajmuje się ubezpieczeniami ma za zadanie odnaleźć niesamowicie poczytnego pisarza, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Nie porwały go rekiny mutanty ani opętane przez diabła toalety tylko po prostu gdzieś wsiąkł i co gorsza, wydawca czeka na jego kolejną książkę.…
ORCS! – ORKOWIE! Ale miałem ubaw, no niech mnie dunder świśnie! Niby jest to zwykła komedyjka z zabarwieniem amatorskiego fantasy, ale gdy czerpie się z innego dzieła w rozsądny sposób, może wyjść z tego coś naprawdę klawego i tak właśnie stało się przy tej produkcji. Wyobraźcie sobie „Władcę Pierścieni” rozgrywającego się na terenie parku narodowego, a w miejsce hobbitów wstawcie strażników oraz jedną dziwaczną kobitę. Musicie wiedzieć, że pewien doświadczony, choć nie stroniący od alkoholu i narkotyków obrońca wspomnianego przeze mnie dziewiczego terytorium musi wraz z nowym kadetem bronić granic parku przed najazdem orków. Skąd oni się tam wzięli?…
TREMORS 5: BLOODLINES – WSTRZĄSY 5: WIĘZY KRWI To nie jest film na który czekałem. Gdybym był emo, leżałbym teraz w kącie i ryczał w ręcznie haftowaną przez mamusię poduszkę. Ale nie jestem, więc zadowolę się samym kątem. Żeby nie było, wyjaśnimy sobie jedno: ten film nie jest całkowitą porażką, a przynajmniej nie dla zwykłego zjadacza celuloidowego smalcu. Jest on jednak ciosem w bebechy dla takich fanów serii jak ja. Na początek słówko dla niekumatych. W poprzednich odsłonach kolejno poznawaliśmy stwory, którą są związane ze soba poprzez DNA. Wpierw był to ogromny, ryjący w piasku Graboid wyposażony w…