Książkę o tym samym tytule czytałem w czasach, gdy na myśl o samotnym seansie „Martwego zła” czy „Predatora” oblewałem się zimnym potem i jąkałem się jeszcze bardziej niż w chwili obecnej, co samo w sobie jest dosyć przerażającą rzeczą.
Słyszałem wiele niezbyt przychylnych opinii o tym dziele, więc niespecjalnie nastawiałem się na miłe wrażenia i jak się okazało, ludzie którzy psioczyli na tę ekranizację mieli racje, choć nie było to nawet w połowie tak gówniane jak dajmy na to… nie wiem… „Wiedźma Hip hopu” ??
Przedstawiona jest tutaj historia w której pierwsze skrzypce gra pewien żyd grany przez tego samego człeka, który obecnie przebywa w związku z Patrickiem Stewartem. Tak, chodzi o Iana McKellena. Grana przez niego postać jest specem od archaicznych języków i ma córkę Ewę, z którą popadli w niezłą kabałę.
Do wsi w której zamieszkują bez pardonu wparowują naziści i tłumnie zatrzymują się w owianej złą sławą twierdzy, w której śpi coś bardzo nieprzyjemnego. Żądni mamony naziole zdejmują srebrny krzyż przytwierdzony do jednej ze ścian i przypadkowo uwalniają zło, któremu czoło będzie musiał stawić tajemniczy strażnik, który nie odbija się w lustrze. Podejrzane? A pewnie że tak.
Z tego co już po seansie wyczytałem na blogu mojego dobrego znajomego Patryka Karwowskiego (obszerna recenzja TUTAJ) dowiedziałem się, że nie dość iż film ten bardzo niewiele wspólnego ma z książką, którą pamiętam jak przez mgłę, to na dodatek prawie 3,5 godzinna wersja nakręcona przez reżysera została obcięta przez producentów o ponad połowę.
Całokształt wyszedł więc naprawdę kiepsko, film jest wyraźnie wybrakowany fabularnie, archaiczne efekty specjalne kłują w oczy i naprawdę ciężko jest się w to wgryźć pomimo całkiem fajnego klimatu.
Do tego o ile pierwszy motyw muzyczny jaki pojawia się w filmie jest całkiem przyjemny, to w późniejszych scenach ścieżka dźwiękowa zupełnie nie pasuje do prezentowanych scen, a co gorsza naprawdę wkurza.
Moim zdaniem nie warto, choć gdyby jakimś cudem pojawiła się gdziekolwiek wersja reżyserska dałbym temu filmowi kolejną szansę.
Pan Szyszek
Nie ma gorszego filmu od "Wiedźmy Hip Hopu"! 😮
Kisiel z Krwi
Hunter? Może bohaterowie byli fanami "Metro 2033"?
Pan Szyszek
Pięć butelek, kiepsko.
Anonimowy
a Hunter S. Thompson ?