„Azyl Arkham” to jeden z tych kilku komiksów z Batmanem, który stał się klasyką i dołączył do panteonu najważniejszych dla popkultury nowel graficznych. Stał się nawet fenomenem i jest jednym z najlepiej sprzedających się komiksów w historii. Z drugiej strony, jego status budzi też sporo kontrowersji. Spotykane są opinie, że jest przereklamowany, przekombinowany i przeintelektualizowany. Ostatnio odświeżyłem sobie to dzieło (komiks jest króciutki) i jako, że naszły mnie pewne przemyślenia, pomyślałem, że może warto „Azyl” na blogu opisać. Tym bardziej, że bez wątpienia ma z horrorem bardzo wiele wspólnego. Już sama fabuła jest bardzo mroczna. Joker przejmuje kontrolę nad budynkiem…
Autor: homer
Autobus wiozący nie wiadomo dokąd grupkę bardzo średnio rozgarniętej młodzieży psuje się w środku pustyni, w opuszczonym miasteczku. Młodzież rozchodzi się nie wiadomo po co w różnych kierunkach ażeby dać się zabić mimo rozpaczliwej obrony kijami do hokeja(!) wyskakującym nie wiadomo skąd duchom kowbojów. Na końcu final girl wbija coś w ziemię i wszystko znika. Koniec. Pozostałe przy życiu tak ze 3 osoby pewnie będą żyły długo i szczęśliwe. Albo inaczej. Pamiętacie recenzję Hollow, w której pretekstowa fabuła posłużyła do nakręcenia 1,5 godzinnego ganianego w tę i z powrotem w nieznanym kierunku i w ogóle bez sensu, ale przynajmniej potwór…
„The loved ones” to w sumie horror nietypowy. Nietypowy może oznaczać zarówno niezwykły jak i nienormalny i założę się, że sporej liczbie fanów horroru, zwłaszcza tym, którzy lubią „nowsze” horrory, może nie przypaść do gustu. I chociaż ten film też nie ma wielu lat, jednak sporo różni się od „amerykańskiego” mainstreamu. Podgatunkowo w internetach określany jest jako gore/schocker. thriller a nawet slasher, a że potrzebowałem odmiany od obrazów o mściwych duchach, postanowiłem go odpalić. I chociaż teoretycznie za żadnym z klimatów, które jakoby znajdują się w „The loved ones”, teoretycznie nie przepadam, ten obraz zaciekawił mnie właśnie tą mieszanką, krajem…
Wczoraj zabrałem się za oglądanie filmu „Czerwone pantofelki”, do którego przymierzałem się odkąd zobaczyłem Jasia i Małgosię. Oba te filmy inspirowane były opowiadaniami Hansa Christiana Andersena („Jaś i Małgosia” oraz „Czerwone buciki.”), a na warsztat wzięli je oczywiście Koreańczycy. O ile obraz Jasia i Małgosi kupił mnie całkowicie, o tyle „Czerwone pantofelki” pozostawiły lekki niedosyt. OPOWIADANIE ANDERSENA „CZERWONE BUCIKI” [su_expand text_color=”#999″ link_color=”#881200″]Była sobie mała dziewczynka, bardzo uboga i ładna. Nazywała się Karusia. W lecie chodziła boso, a na zimę miała duże drewniane saboty. Ale w tych było jej zimno, o zimno! Aż małe nożyny stawały się całkiem czerwone. Poczciwa…
Przepraszam, czy tu straszą? Dawno, dawno temu, gdzieś w mrocznym centrum Starego Polesia, trzech posępnych Amigos (tak, to my!) szukało pomysłu na zabicie (mwahahah) czasu, tj. spędzenie (kolejnego – bo to cykliczne akcje były) wieczoru w oderwaniu od trudów dnia codziennego. Ok, no więc w zasadzie standardowo wystarczająca byłaby butelka burbona, ale wszyscy wiemy, że podstawą prawdziwego kumpelskiego spotkania jest tzw. pretekst. Z tym, że za każdym razem o taki było coraz trudniej, bo ile można grać w Battlefielda, czasy były jeszcze takie, że na polską piłkę żal było patrzeć, zagraniczna to by nas poróżniła (Real vs Barca), a KSW…
O pisarzu Edwardzie Lee słyszałem sporo. Każdemu, kto choć trochę interesuje się horrorem (zwłaszcza w wydaniu książkowym), musiało się to nazwisko obić o uszy, nawet jeśli nie czytał żadnej z jego książek. Ja właśnie należę do tych ludzi, a jako że autor zdobył swoją sławę dzięki (podobno ) niewyobrażalnej brutalności swoich dzieł, Lee jawił mi się jako mistrz masakry, guru gore i w ogóle hrabia hardkoru, a nadmienię tylko, że jestem osobnikiem, który w nastoletnich czasach z wypiekami na twarzy zaczytywał się w „Rytuale” Grahama Mastertona, a przy niesławnym pierwszym rozdziale z innej jego książki „Czarny anioł” skrzywił się tylko trochę. Dlatego przyznam,…
Udręczeni to film, który , jak dla mnie, jest niezłym przykładem dość interesującego zjawiska, które polega na tym, że w zasadzie dla twórcy horroru jednym z najbardziej ryzykownych pomysłów jest kręcenie filmów „bezpiecznych”. Polega to mniej więcej na tym, że jeśli ktoś chce zachowawczo nakręcić obraz złożony ze znanych i lubianych motywów i dodatkowo opowiadający sprawdzoną historię z zamiarem aby film się generalnie wszystkim podobał (oczywiście przy założeniu pewnych umiejętności w wykorzystaniu tych motywów) to ryzykuje (dość poważnie) jednocześnie tym, że wszyscy na film położą jedno wielkie „meh”, w myśl zasady: „Panie, myśmy to już pińcset plus razy widzieli”. Haunting…
Ostatnio coraz częściej w mediach pojawiają się informacje na temat nowego „It”. Nie jestem zwolennikiem „rimejków” i tego zapewne nie obejrzę, ale postanowiłem odświeżyć sobie oryginał. Oglądałem go pierwszy raz gdy miałem lat… hmmm 10? Bałem się i to cholernie, zwłaszcza przy zlewie czy pod prysznicem… Do tej pory klauny budzą we mnie niepokój, ale na szczęście potrafię się bronić 😀 Niestety… to co zapamiętałem jako przerażające, okazało się po prostu średnie… Jedyne co mnie przeraziło podczas trwania filmu to jego czas – 3 godziny… Motyw ciekawy (w końcu na podstawie książki Kinga), ale niestety nie do końca wyszło. Głównie…
Trans śmierci Grahama Mastertona to jednocześnie książka bardzo w stylu Grahama Mastertona i bardzo nie w jego stylu. To dodatkowo taki przypadek, gdzie mamy tak ze 150% Mastertona w Mastertonie, co mimo to paradoksalnie oznacza jego mniejsze natężenie niż w 100% (jednostka jeden Masterton- powiedzmy, że osadzona gdzieś w okolicach „Wyklętego” albo „Manitou”), a przy tym jakościowo oznacza twór lepszy niż wszystkie te pozycje, gdzie Masterton dąży do 1, przy założeniu, że na funkcji czasu jesteśmy w okresie przekraczającym tak z powiedzmy 10 pozycji tego autora. Skomplikowana matematyka? Spróbuję wyjaśnić. Może jednak najpierw o fabule. Bohater powieści Randolph Clare prowadzący…
Zawsze, gdy nie mam chęci na konkretny gatunek horroru i przeglądam stronę horroryonline.pl w poszukiwaniu czegoś, co mnie zaciekawi, zwykle decyduje się na jakieś ghost shtory. Filmów o zombie nie lubię, w klimatach piekielnych widziałem już większość, na slasher muszę mieć akurat zajawkę a shockerów unikam z zasady. Ghost story natomiast jakoś zawsze zaciekawiają mnie już samym opisem fabuły i jest to w sumie gatunek „bezpieczny” do oglądania. Dobre ghost trafi w każde gusta a do tego obrazy o duchach bywają naprawdę zróżnicowane. Może być zjawa zabójcy, ofiary, samobójcy, historia może kryć różne tajemnice a i miejsca straszenia mogą być…