PHANTASM – MORDERCZE KULECZKI
Nigdy nie rozumiałem wizji, prezentowanych przez reżyserów pokroju Davida Lyncha i nie rozumiem, jak gówna pokroju (a kamienujcie mnie, wisi mi to) „Miasteczka Twin Peaks”, mogą robić wrażenie na widzach.
Surrealizm jest dobrym pomysłem, gdy użyty jest w konkretnym celu. Nie mówię tutaj o pseudointelektualnych wymysłach wspomnianego już reżysera, który kombinuje i gmatwa dla samej tylko uciechy, tylko o inteligentnym wykorzystaniu tego stylu, by pogłębić fabułę, nie udziwniając jej na siłę. Dobra, kończę te pseudofilozoficzne wypociny i wytłumaczę konkretnie, co mi leży na wątrobie.
Przedstawiany tutaj film, niewiele mający wspólnego z polskim tłumaczeniem, opowiada o perypetiach dwóch braci, zmagających się z seryjnym porywaczem trumien, skrzatami w kapturach, kuleczkami wwiercającymi się w czaszki oraz robakopodobnymi, małymi stworkami.
Wiem, że to znaczne uproszczenie, ale fabuła tego tworu jest tak kurewsko dziwaczna, że im bardziej próbowałem się w nią wgłębić, tym bardziej odrzucało mnie od monitora. Awangarda awangardą, ale półtorej godziny podziwiania tego dziwactwa znużyło mnie niesamowicie, odbierając chęć do zapoznania się z pozostałymi tytułami z tej serii. Wiem, że pewnym osobom może się to spodobać, ja jednak kładę na tym przysłowiową lagę.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: