CAMEL SPIDERS – PAJĄKI WiELBŁĄDZIE
Wyobraźcie sobie taką sytuację: Jesteście członkami zorganizowanej grupy przestępczej, która właśnie prowadzi ostrą wymianę ognia, z amerykańskimi żołnierzami. Nagle, wasze tyły zostają zaatakowane przez ogromne, piaskowe pająki, które za wszelką cenę chcą zaciągnąć was do legowiska.
Co robicie?
a) wystawiacie się na ostrzał amerykanów, w celu zapewnienia sobie przyjemniejszej śmierci.
b) modlicie się do Allaha o wybawienie.
c) używacie swoich karabinów do obrony przed pajęczakami, strzelając w niebo i modląc się, by dało to jakiś efekt.
Wszystkie przedstawione tu przykłady są gówno warte, ale przecież sami już wiecie, który z nich wybrali filmowi przestępcy.
Pierwszymi ofiarami pająków stają się przedstawieni powyżej idioci, następnie grupka młodzieży, chcąca najebać się w plenerze, a później opóźniony w rozwoju profesor, grasujący po lesie wraz ze swoimi studentami.
Ofiar jest tutaj sporo, choć wszystkie giną w praktycznie ten sam sposób. Może za dużo wymagam od filmu o pająkach, bo jak inaczej mogą zabijać? Z rakietnicy nie wystrzelą, na strzępy nie rozedrą, nawet nie ulokują się w przełyku delikwenta, dusząc go tym do nieprzytomności.
Gdyby film trwał godzinkę, jeszcze mógłbym jakoś fajniej się bawić, ale ogromna ilość (aż do przesady) bohaterów, średnie wykonanie arachnidów i zewsząd pizgająca monotonia, przekreśliły szanse na przyjemniejszy odbiór.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: