BOA VS PYTHON – BOA KONTRA PYTON
W pierwszych dziesięciu minutach dane mi było zobaczyć gołe cyce oraz naoliwiony tyłek pewnej niewiasty… czy istnieje lepszy pomysł na przyciągnięcie samca do telewizora?
To, co działo się później nie było jednak aż tak interesujące i chociaż łba mi nie urwało, to pozwoliło bez większych przeszkód dotrwać do końca seansu, posłuchajcie.
David, opiekun ogromnego węża boa o imieniu, które wyleciało mi z pamięci łączy siły z panią doktor, która wyposaża łuskowatego potwora w gogle (dziwnie piszę się ten wyraz przez jedno „o”), pozwalające śledzić ludziom jego poczytania.
O co tyle zachodu? Sytuacja wygląda tak a nie inaczej, ponieważ ogromny pyton, będący zwierzyną łowną dla grupy bogatych myśliwych ucieka ze strzeżonego transportu i panoszy się po okolicy stanowiąc poważne zagrożenie dla ludzi.
Akcji jest tutaj całkiem sporo, choć najwyższych lotów ona nie jest. Dwie tytułowe maszkary nie prezentują się zbyt ciekawie, a więź łącząca Davida z jego wężem jest co najmniej zagadkowa.
Film ma jeden poważny minus który cholernie rzutuje na całokształcie.
Wspomniana na początku recenzji kobieta ma już pianę na ramieniu, gdy nie zaczęła nawet mopować się gąbką… jeśli mam dać się wciągnąć w opowieść, to ciężko jest to zrobić po tak absurdalnym wstępie prawda?
A tak na serio, filmidło jest kolejną przeciętną produkcją, jako tako zjadliwą dla fanów szmirowatego kina akcji, lecz już niekoniecznie jest ona do przełknięcia dla średnio wymagającego kinomana.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=_qkTM6srkyY
Werdykt: