Po „Mieście piekielnym” sporo się spodziewałem. Z kilku powodów. Po pierwsze, klimaty piekielne należą do moich ulubionych; po drugie bardzo cenię Edwarda Lee i to nie za brutalność i przełamywanie granic, ale za to, że jego utwory często różnią się od siebie i nie są na jedno kopyto, przez co zaskakują; wreszcie po trzecie, dlatego, że powieść ta jest spora objętościowo (zwłaszcza jak na utwory Edka), więc można było mieć nadzieję, że będzie miała wiele wątków i wiele będzie siedziało (nie bez znaczenia ma też fakt, że najgrubsze z dzieł tego autora, z tych które czytałem, były też tymi, które podobały mi się najbardziej). Czy „Miasto piekielne” spełniło me wysokie wymagania? Postaram się odpowiedzieć.
Najpierw jednak troszkę o fabule, która jest… interesująca. Na początku historii poznajemy dwie nastoletnie siostry bliźniaczki- Cassie i Lissę. Zaraz potem jedna z nich (Lissa) popełnia samobójstwo. Powodem tego tragicznego uczynku jest, jak to zwykle bywa w przypadku nastolatków, „nieporozumienie” natury damsko- męskiej. Nie będę zdradzał szczegółów, ale powiem, że Cassie obwinia się o śmierć siostry i coś jest na rzeczy. Popada w depresję i wraz z ojcem przeprowadza się do wielkiego, starego domu, by zacząć wszystko od nowa.
Wielki stary dom, jak to zwykle bywa okazuje się domostwem, którego poprzedni właściciel był wyznawcą szatana i specjalizował się w wieszaniu noworodków na hakach. No i na strychu miał portal do piekła. Przez portal ten od czasu do czasu do świata żywych przechodzą dusze potępieńców, aby, będąc niewidocznymi dla żywych, odpocząć chwilę od mąk piekielnych. Sęk w tym, że Cassie ich widzi, co więcej, daje się im namówić, na wycieczkę krajoznawczą po domenie Lucyfera, która okazuje się nieskończenie wielkim, tętniącym życiem miastem z własną gospodarką, infrastrukturą, drabiną społeczną… miastem zamieszkanym przez wszelkiego rodzaju piekielne byty, gdzie zło jest zinstytucjonalizowaną machiną. Cassie decyduje się na tę szaloną podróż w jednym tylko celu- chce znaleźć i przeprosić siostrę. Dusze grzeszników, które ją do tego namówiły mają jednak względem niej inne zamiary- chcą ją wykorzystać do obalenia władzy w Mefistopolis.
Jak widać po skrócie fabuły, wyjściowy pomysł na historię należy niewątpliwe do zalet książki. Idea piekielnego miasta jest wprost niesamowita! W metropolii mamy bary, burdele, hotele, elektrownie i wszystko, to co znajdziemy w zwykłym mieście. Tylko, że Mefistofolis nie jest zwykłym miastem. Zasilane jest cierpieniem potępionych, woda produkowana jest z utylizacji ciał astralnych, tych, którzy umrą w piekle (tak, można tu umrzeć, tylko że dusza wtedy przenosi się do „podlejszego gatunku” istot), a walutą jest na przykład krew lub kawałki ciała. Wizję piekła, którą zaprezentował nam autor mógłbym opisywać długo, ale stwierdzę tylko, że jest to coś niesamowitego.
Tym bardziej, że Edward Lee wymyślając Mefistopolis, nie stronił od przewrotnego humoru. Mamy tu np. kościół Świętego Judasza czy dworzec Nerona, nad miastem zaś góruje mający 666 pięter biurowiec samego Lucyfera, którego ściany (wieżowca, nie Szatana) składają się z żywej tkanki, pożerającej a następnie wydalającej nieproszonych gości. Humor widać też z resztą nie tylko w topografii miasta, ale w też w nazewnictwie zjawisk, instytucji i wielu innych rzeczy nieodłącznie związanych z piekłem. Naprawdę ciekawie to wypadło- autor nawet stworzył pomocny słowniczek pojęć.
Niewątpliwym plusem, oprócz wizji miasta oraz „czarnego” humoru, jest też epickie a zarazem otwarte, zapowiadające kontynuacje ( o czym później) zakończenie poprzedzone zaskakującym twistem (poniekąd nawet „podwójnym”).
Skoro już wymieniłem zalety oczywiste, czas poruszyć te, co do których „na dwoje babka wróżyła”(czyli tak zwane plusy ujemne). Otóż „Miasto piekielne” nie jest stricte horrorem. Klasycznej grozy jest tu jak na lekarstwo. Dostajemy oczywiście sporo „chorych” motywów (jak to w powieści dziejącej się w piekle), ale nie są one opisywane z przesadną szczegółowością. Wręcz przeciwnie, wszystko przedstawione jest krótko, zwięźle i bez etapowania. Oczywiście jakby się bardziej wgłębić istotę tych motywów, można dostać gęsiej skórki, ale jednak „Miasto piekielne” To takie bardziej dark fantasy, gdzie piekło jest taką fantastyczną krainą, w której bohaterowie przeżywają swe przygody. Co więcej, to dark fantasy to także „teen drama” gdyż główne postacie są nastolatkami (ci martwi bohaterowie też) i mają swoje „nastoletnie jazdy”. No i cała historia przedstawiona jest z perspektywy osoby niepełnoletniej. Dla wielu to może być minus. Dla mnie nie. Bo jest to dość oryginalne, a przez to ciekawe a jednocześnie ma się wrażenie, że przestawiona historia jest częścią czegoś większego a zarazem epickiego.
No i tu dochodzimy do głównego (a może nawet jedynego poważnego) minusa opowieści, mocno zaniżającego odbiór całości. Mimo, że książka jest jak na standardy Edwarda Lee dość długa, w sumie niewiele się w niej dzieje. Oczywiście jest w miarę epicki finał, ale generalnie wątków nie jest dużo, podobnie jak zwrotów akcji. Generalnie cały środek książki to wycieczka krajoznawcza po piekle która z czasem, mimo szalonej wizji, robi się po prostu monotonna. Tak jakby autor miał super pomysł na świat, ale niespecjalnie na samą fabułę. Albo jakby książka miała być po prostu wstępem do większej sagi (podobnie jest np. w „Mrocznej wieży”, gdzie pierwszy tom jest najsłabszy).
No i faktycznie, po przeczytaniu „Miasta piekielnego” dowiedziałem się, że książka ta jest faktycznie początkiem historii rozpisanej na kilka powieści. Z jednej strony jest to okoliczność łagodząca, z drugiej, jeśli oceniać tę powieść jako zamkniętą całość, można poczuć lekkie rozczarowanie. Oprócz tych, co liczą na rozbudowaną fabułę, zawiedzeni mogą być też fani horroru ekstremalnego, którego tu w zasadzie nie ma. Na pewno książka jest jednak warta, żeby się z nią zapoznać, albowiem zaprezentowany w niej świat jest fascynujący, arcyciekawy, oryginalny i ukazany „z jajem”. Pozytywnie nastraja też obecny w książce humor oraz epickie i otwarte zakończenie. No i fakt, że jest to pierwsza powieść z serii sprawia, że ocenę można podwyższyć o jedno oczko w stosunku do tej, która byłaby wystawiona, gdyby „Miasto piekielne” było zamkniętą całością.
autor: GoroM